niedziela, 29 grudnia 2013

W Nowy Rok bez kaca!

Przygotowałam dla Was zestawienie kilku fajnych propozycji na sylwestrową zabawę, które wcześniej już pojawiały się na blogu. Teraz wszystkie są tutaj, i żadna Wam, nie umknie. Ale zanim przekąski, coś znacznie ważniejszego - sztuka picia wódki! A właściwie sztuka zakąszania, o której cały artykuł swego czasu opublikował rosyjski dziennik Siewodnia. Ubawiłam się serdecznie to czytając, po czym w szerokim gronie znajomych przetestowałam. I wszyscy zgodnie twierdzimy - TO DZIAŁA!

Nie pijcie byle jak i pod cokolwiek, ale z finezją i honorem, jak ich przodkowie. I tak: między pierwszym a drugim kieliszkiem nie robimy przerwy, między trzecim a czwartym - niewielką.  To tak zwana szkoła proletariacka. Istnieje też druga szkoła, zwana drobnoburżuazyjną. Nakazuje ona zrobienie niedużej przerwy właśnie między pierwszym a drugim kieliszkiem (toastem).

Wszystko powinno narastać jak kaskada, a początkowi powinny towarzyszyć chłodne zakąski. Wstępne akordy pierwszej rundy dobrze współbrzmią z małosolnymi ogóreczkami, marynowanym czosnkiem i kwaszoną kapustą. Wyrzućcie precz nowomodne sałatki koreańskie, a czarny chleb podawajcie podgrzany - z masłem. Drugą rundę dopełniają zakąski z ryb łososiowatych, lekkie sałatki warzywne i wędzone sery. Ale marynat ze stołu nie zabieramy.

Trzecia tura należy do cięższych sałatek z mięsem (w tym drobiowym), a także szynki i pieczonej wieprzowiny. W ten sposób dotarliśmy do interludium - to znaczy do gorących zakąsek. Ale z menu należy całkowicie wykluczyć zupy.

Żegnając się z gośćmi, pamiętajcie o uświęconych tradycją toastach: najpierw pije się "pososzok" potem toast "striemiannaja", a na koniec - "zabugornaja". "Pososzok" to kij wędrowca, "striemiannaj"  to nasz "strzemienny" a "zabugornyj" - znany jest też jako "zakurhannyj" pity był przez wędrowca na pierwszym pagórku za wioską, gdy patrzył na swój dom. Czasami po pierwszym "zakurhannym" następował drugi i kolejne.

Jeśli brakuje wam pieniędzy, ograniczcie się do ogórków, szprotek, topionego sera, tłustej kiełbasy i pieczonych parówek, ale w takiej właśnie kolejności. Popijać zaś należy - nie tracąc, rzecz jasna, poczucia miary - wyłącznie wodą mineralną niegazowaną. Należy odrzucić wszelkiego rodzaju rozcieńczone zagraniczne syropy z pięknymi nazwami. Jedyny wyjątek można zrobić dla soku pomidorowego.

A oprócz wspomnianych w tekście przekąsek, na blogu znajdziecie również:


GORDITAS

piątek, 27 grudnia 2013

Bazylka wcina Szwecje

Ponad rok temu zainspirowana vlogiem Emmy eats, postanowiłam się zbawić w testera, i przygotowałam pierwszy wpis z serii Bazylka wcina ... - Bazylka wcina Filipiny. Opisałam kilka ciekawostek, jakie kuzyn przywiózł własnie z tego egzotycznego kraju. Koniecznie zajrzyjcie do tamtego postu, jeśli nie po to, by poczytać o Filipinach, to KONIECZNIE po to, żeby obejrzeć Emmy eats Poland - uśmiejecie się oglądając tę uroczą dziewczynę próbującą naszych słodyczy. A dziś na rozgrzewkę Emmy eats Sweden, czyli test szwedzkich słodyczy.



Ja za słodkościami nie przepadam, więc w "koszu rozmaitości", który ze Szwecji przywiozła mi siostra ze szwagrem, słodyczy nie było. Za to znalazłam w nim najróżniejsze alkohole i tradycyjne szwedzkie produkty. Zacznę od alkoholi - porównując ceny do polskich, szwedzkie alkohole są dość drogie, ponieważ mają dużo wyższą akcyzę. W normalnych sklepach można kupić jedynie bardzo słabe piwo, cała reszta dostępna jest jedynie w specjalnych sklepach monopolowych. Ja już wiem, że tamtejsze napoje  alkoholowe i nie tylko, zdecydowanie nie trafiają w mój gust, choć mają bardzo... ciekawe smaki.

wtorek, 24 grudnia 2013

Na te Boże Narodzenie...

Życzę Wam wszystkim, aby rodzina i najbliżsi docenili Wasz trud, te wszystkie godziny spędzone na sprzątaniu i gotowaniu, po to by razem cieszyć się magią Świąt, która jest głównie Waszą zasługą.

Samych pyszności i radości, cudownych prezentów i zasłużonych spokojnych wieczorów z lampką pysznego wina i przyjaciółmi.




Ps. Okazuje się, że w dzisiejszych czasach blogerzy po ubraniu choinki nie śpiewają kolęd ;)



Zdjęcia z ubierania choinki dzięki uprzejmości Gapci

środa, 18 grudnia 2013

Kawiarnia Pawilon i kawy speciality

Byliście kiedyś w Pruszkowie? Ja już tak! Okazuje się, że z centrum Warszawy do Pruszkowa jedzie się krócej, niż na Mokotów! Nie spotkałam chłopców z ferajny, z żadnej innej mafii też nie, za to znalazłam prawdziwą perełkę. Małą, przytulną Kawiarnie Pawilon. Mieści się własnie w ciągu pawilonów usługowych, i może trochę gubi się między ich wielkimi banerami, ale znajdziecie ją bez trudu. Spędziłam tam godzinkę, i - choć to nowa kawiarenka - myślę, że stanie się jednym z TYCH miejsc. Miejsc które stają się stałym punktem dnia społeczności małych miasteczek, a wieczorami ściągają ludzi ceniących sobie fajny klimat z całej okolicy - a w tym wypadku Warszawa jest o "rzut beretem". Już mają swoich stałych klientów - poznałam uroczego staruszka, który wpada codziennie na swoją popołudniową kawkę oraz "pana z pieskiem", który zagląda ot tak, pogadać. 


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sztuki & Sztuczki

W Sztukach i Sztuczkach byłam już kiedyś, ale na szalonej nocnej imprezie, i miejsce to, choć pozostawiło genialne wspomnienia, nie kojarzyło mi się z restauracja w ogóle. Byłam lekko zaskoczona informacją, że nim rozkręci się nocne życie, Sztuczki to restauracja właśnie. I przez to też miałam raczej niskie oczekiwania - dotychczas nie trafiłam jeszcze na udane połączenie klubu nocnego z restauracją. Takie miejsce zazwyczaj są przyzwoitymi klubami, jednak z naprawdę kiepską kuchnią. W Sztuczkach przekonałam się, że da się to połączyć, i to w wielkim stylu! Choć od mojej wizyty w tym lokalu minęło już kilka dni, nadal pozostaję pod ogromnym wrażeniem. Tym bardziej, że przy tej wizycie kelnerka nie do końca "ogarnęła", że jestem tam w ramach akcji Blogerzy Smakują, prowadzonej przez portal Uroda i Zdrowie, także byłam traktowana jak całkiem zwyczajny gość.


Sztuczki mieszczą się w podwórku jednej z kamienic ścisłego centrum Warszawy, można się do nich dostać również "od kuchni", przez podwórko kamienicy sąsiedniej, pełne murali i klimatycznych gadżetów. Lokal jest przestronny i bardzo przypomina mi knajpki krakowskie - jest położony na "niższym parterze" dzięki czemu jest pełen typowych dla piwnic zakamarków, korytarzy, sal mniejszych i większych, a sufit pokrywa czerwona cegła. Ucieszyłam się jak małe dziecko widzące górę prezentów pod choinką, kiedy w jednym z zakamarków restauracji odkryłam otwartą kuchnię. Z moich doświadczeń wynika, że to zapowiedź wspaniałej uczty. Kuchnia, która nie wstydzi się umiejętności swojego kucharza i produktów, jakich używa, jest niemal gwarantem  smacznych i świeżych potraw. A do tego możliwość obserwowania szefa przy pracy i wyciągnięcia z niego kilku zawodowych sekretów - to właśnie to co lubię najbardziej.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Restauracja Pasja w hotelu Villa Tradycja

Dołączyłam do akcji portalu uroda i zdrowie - BLOGERZY SMAKUJĄ. To akcja, w której restauracje z rożnych miast polski zapraszają wybranych przez siebie blogerów, a my możemy zabawić się w krytyków kulinarnych. Na pierwszy ogień idzie białostocka restauracja Pasja. Wcześniej nie miałam pojęcia o jej istnieniu, tym bardziej byłam bardzo ciekawa popisów tamtejszego szefa kuchni.

zdj. Villa Tradycja
Restauracja Pasja mieści się w bardzo przytulnym hotelu Villa Tradycja. Elegancki, ale nie przytłaczający wystrój, sprawia, ze jest miejscem idealnym na elegancką kolację czy rodzinny obiad z jakiejś wyjątkowej okazji. Szafki na wino z ciemnego drewna pięknie współgrają z bordowymi krzesłami i jasnymi ścianami. Ciepłe oświetlenie daje poczucie kameralności, jednak nie jest najlepszym do robienia zdjęć, także musicie mi wybaczyć ich jakość ;)  

sobota, 7 grudnia 2013

Śledzik piernikowy

Coraz bliżej Święta. W Supraślu przez noc spadło tyle śniegu, że za oknem krajobraz przypomina najgłębsze zakamarki Narni. I wciąż prószy. Tak mnie zmęczyła zbyt długa, szara i depresyjnie ciemna jesień, że - choć za mrozem nie przepadam - cieszę się jak małe dziecko. Jest pięknie! Biało, jasno, puszyście... Znalazłam też kilka prezentów dla najbliższych, i zrobiło się naprawdę świątecznie. Czas więc i na świąteczne smaki. Na wigilijnym stole nie może zabraknąć śledzika. Ja od jakiegoś czasu staram się tę tradycję urozmaicać. Była już nowa wersja śledzia z cebulką, był śledzik różowy jak majtki lalki barbie ;) W tym roku uraczę rodzinę śledziem piernikowym. Przepis autorstwa Ambasady śledzia, lekko przeze mnie zmieniony, a w efekcie smak złożony, bogaty, naprawdę przynoszący wspomnienie Świąt. Bardzo delikatna ryba z korzennymi aromatami.

Składniki:

  • 5 filetów matias
  • duża czerwona cebula
  • szklanka oleju rzepakowego
  • pół szklanki orzechów włoskich
  • 2 łyżki miodu
  • 20g świeżego imbiru
  • szczypta imbiru w proszku
  • gałka muszkatołowa
  • 8 goździków
  • 6 ziaren pieprzu
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • 5 ziaren kardamonu
  • kawałek kory cynamonowej
  • gwiazdka anyżu
  • szklanka grubo posiekanych pierniczków
  • czubata łyżka cukru


Filety musimy odsolić. W tym celu zalewamy je mlekiem na około dwie godziny, i wstawiamy do lodówki. Po tym czasie osuszamy je papierowym ręcznikiem, kroimy w niezbyt drobne kawałki, układamy w misce i polewamy miodem. Cebule kroimy w piórka, posypujemy cukrem i delikatnie ugniatamy. Dzięki temu puści sok i straci swoją ostrość. Cebulę odstawiamy i przygotowujemy zalewę. Do rondelka wlewamy olej, i kiedy rozgrzeje się do 80 stopni dodajemy orzechy, cynamon, goździki, kardamon, potłuczone ziarna pieprzu i ziela angielskiego, anyż, dwie szczypty świeżo startej gałki, imbir w proszku oraz obrany i pokrojony w cienkie plasterki świeży imbir.

sobota, 30 listopada 2013

Buraczki korzenno-wiśniowe

Przyznaję się bez bicia - inspiracja Paskalowo-Okrasową propozycja na dodatki do gęsi. I o ile gęsia pierś jakoś mało pociągająca - ot, gęś po prostu, to takie buraczki siedziały mi w głowie przez miesiąc. W końcu postanowiłam coś o podobnej palecie smaków przygotować. Powiem krótko - nie spodziewałam się, że to może być aż tak pyszne! Serio. Generalnie lubię buraczki w każdej postaci, ale ten przepis to mistrzostwo świata. Świetne same w sobie, jako przekąska, jako dodatek do kaczki, gęsi, indyka, czy choćby tradycyjnego mieloniaka. Rubinowy ideał pasujący do wszystkiego - jak na kamienie szlachetne przystało ;)

Składniki:

  • 1,5 kg buraków
  • słoik wiśni w sosie własnym (jeśli nie macie domowych - słoik kompotu wiśniowego/wiśni w kompocie)
  • 2 gwaizdki anyżu
  • 5 goździków
  • 6 ziaren ziela angielskiego
  • łyzeczka przyprawy korzennej (lub po szczypie cynamonu, kardamonu i imbiru)
  • 2 łyżki masła
  • 2 łyżki cukru


Na początku urządzamy eskapadę do piwniczki - swojej, lub babcinej - po słoik wiśni w sosie własnym. Jeśli nie posiadamy takich dobroci, notujemy w kalendarzu na przyszły rok "zrobić przetwory z wiśni!" i maszerujemy do sklepu po np. kompot z wiśni czy wiśnie kompocie, jakoś tak to powinno się nazywać ;) Buraczki obieramy i gotujemy przez pół godziny, w wodzie z goździkami, anyżem i zielem angielskim. Mi udało się zdobyć buraczki miniaturowe. Jeśli kupicie zwyczajne, przed ugotowaniem pokrójcie je w łódeczki. Ugotowane buraki odcedzamy.

środa, 27 listopada 2013

Gruszka w sosie szodonowym

Czas na kolejny przepis z kolacji, na którą Was zaprosiłam z okazji jesiennego Restaurant Day. Tym razem będzie to deser - gruszka gotowana w winie, podana z aksamitnym sosem szodonowym. Deser na pewno nie dla osób, którym smak anyżu kojarzy się wyłącznie z syropem na kaszel ;) Ale jeśli lubicie anyżową nutkę, jestem pewna że ta gruszka dołączy do Waszej listy ukochanych deserów.

Składniki:

  • 5 gruszek
  • 2 gwiazdki anyżu
  • 2 goździki
  • skórka z jednej cytryny
  • kawałek kory cynamonowej
  • 2 żółtka
  • 1 całe jajko
  • 100g cukru
  • litr wytrawnego białego wina (450ml do sosu)


Do tego deseru najlepsze będą twarde gruszki. Obieramy je i ustawiamy pionowo w garnuszku. Będzie idealnie, jeśli uda Wam się znaleźć garnek dopasowany wielkością, do objętości gruszek. Wrzucamy anyż, goździki, korę cynamonową i zalewamy owoce winem, po wcześniejszym odlaniu 450ml, które będą potrzebne do przygotowania sosu. Płyn powinien sięgać do samych ogonków. Jeśli jest go za mało, dolewamy zimnej wody. Gruszki gotujemy pod przykryciem na bardzo małym ogniu,, przez około pół godziny. W tym czasie przygotowujemy sos szodonowy. W rondelku zagotowujemy pozostałe wino ze starta skórką z cytryny. Jajko, żółtka i cukier ubijamy na gładką, jasna masę. Do niej, bardzo powoli wlewamy zagotowane wino, cały czas miksując masę.

sobota, 23 listopada 2013

Sos z kiszonych ogórków

Ten sos to jedno z moich kulinarnych odkryć roku! Przygotowywaliśmy go na spotkaniu w Akademii Smaku Siemensa. Składniki wyglądały raczej podejrzanie i nie zanosiło się na coś tak smakowitego - kiszoniaki gotowane w śmietanie... Ale kiedy spróbowałam sosu jeszcze w czasie gotowania, nie mogłam oderwać się od garnka. Po łyżeczce, po łyżeczce - wciągnęłam chyba połowę tego cudownego sosu, zanim jeszcze był gotowy. To wspaniały dodatek do ryb. Dorsza lub łososia. Filety oprószamy solą i skrapiamy oliwą z listkami tymianku i posiekanym czosnkiem. Tak przygotowane marynujemy przez dwie godzinki w lodówce. Możemy je ugotować na parze lub po prostu upiec w piekarniku. Będą idealne do podania z sosem z ogórków kiszonych. 

Składniki (4 porcje):

  • 4 łyżki oleju (najlepiej rzepakowego)
  • 2 łyżki masła
  • 2 szalotki
  • 4 duże ogórki kiszone
  • 1 szklanka bulionu (drobiowego lub warzywnego)
  • 1 szklanka śmietany kremówki 36%
  • pęczek koperku
  • do doprawienia: sól, biały pieprz, cukier i sok z kiszonych ogórków



Przepis jest bardzo prosty i szybki, jednak trzeba mu poświęcić nieco uwagi - może się przypalić. W rondelku, na rozgrzanym oleju z masłem, szklimy posiekane drobno szalotki i pokrojone w kostkę, umyte i obrane ogórki. Podsmażamy je około 5 minut. Po tym czasie dolewamy bulion i śmietankę. Sos musi się gotować na średnim ogniu, bez przykrycia, tak by część płynu mogła odparować.

piątek, 22 listopada 2013

Cook'd it!

Krótki post informacyjny - na blogu pojawiła się intrygująca nowość! Magiczny, żółty przycisk "Cook'd" znajdziecie pod każdym przepisem. Zachęcam do skorzystania z niego - dzięki temu blogowanie staje się bardziej interaktywne. Jak to działa? Jeśli skorzystacie z któregoś z moich przepisów, możecie podzielić się efektami swojej pracy. Klikacie "cook'd" - na ekranie pojawi się okno powitalne:



Wystarczy się zalogować, i już możecie dodać zdjęcie swojej wersji dania. Dzięki temu i ja, i pozostali czytelnicy, możemy podziwiać rezulataty Waszych kulinarnych szaleństw. Nie uważacie, że to wspaniały wynalazek? ;)


poniedziałek, 18 listopada 2013

Restaurant Day: Z winem smakuje lepiej!

Nie pamiętam już, jak trafiłam na ślad Restaurant Day. Czy ktoś mi o tym opowiedział, czy była to sprawka wszechmogącego internetu? Teraz to nie istotne. Dobrze jednak pamiętam, że było to po spożyciu znacznej ilości wina. Oczarowana ideą dnia, w którym, w każdym zakątku świata wielcy pasjonaci gotowania, i małe masuchy mogą otworzyć swoje jednodniowe restauracje, przystąpiłam do działania. Kilka kliknięć, i facebook ogłosił, że otwieram w swoim ogrodzie, restaurację Na Cztery Widelce! Na sto osób... I co ja w najlepsze narobiłam....co ugotować, jakie pozwolenia trzeba mieć, i skąd ja wezmę tyle talerzy?! Ale udało się, na kolacji w ogrodowej restauracji pojawiły się tłumy chętnych. Ich komentarze, zadowolenie, uśmiechnięte gęby pałaszujące tartę czekoladową, zrekompensowały stres i zmęczenie. Zrekompensowały z taką nawiązką, że na dobre wsiąkłam w tajemny świat jednodniowych restauracji. Wkrótce zorganizowaliśmy Wielkie żarcie na tratwie, Restaurant Day: Jesienny Festiwal Zup oraz Restaurant Day: Czas na PIKNIK.


poniedziałek, 11 listopada 2013

Mule w winie

W końcu dopadłam świeże, moje ukochane małże! Uwielbiam ich delikatny smak, kremową (zdaniem mojej siostry "żujkową") konsystencję, i zabawę jaką jest ich jedzenie. To cudowne danie na romantyczną kolację, i świetne danie na wieczór z przyjaciółkami. Aby się udało, małże muszą być świeże, czyli niestety żywe. Kiedy je kupujemy powinny być zamknięte. Zdarza się, że część jest lekko otwarta, ale jeśli stukniemy jedna o drugą, zaczną się zamykać. Ostateczny test przeprowadzamy juz w domu, myjąc nasze małże - pod lodowatą wodą, wszystkie szczelnie zamknął swoje muszle. Jeśli na jakąś nie podziała ani stukani, ani zimna woda - lepiej się jej pozbyć.

Składniki:

  • 1 kg małży norweskich (muli, małży hiszpańskich)
  • dwie szalotki
  • papryczka chili
  • 8 dużych ząbków czosnku
  • 3 łyżki masła
  • pół butelki białego, wytrawnego wina
  • łyżka śmietany
  • szczypta soli i świeżo zmielonego pieprzu
  • pęczek pietruszki


W rondelku objętością dwa razy większym, niż miejsce jakie zajmą nasze małże, podgrzewamy masło. Szklimy na nim posiekaną drobniutko szalotkę, czosnek i papryczkę chili. Dolewamy białe wino, dodajemy śmietanę, sól oraz pieprz i zwiększamy odrobinę ogień - część wina powinna odparować. Wtedy wrzucamy muszle, i przykrywamy garnek. Po kilku minutach dodajemy pozostałe masło i mieszamy małże.

sobota, 9 listopada 2013

Bonjour, Suzette!

W zupełności nie rozumiałam, na czym miałby polegać fenomen crepes suzette - w końcu naleśnik to naleśnik. Nie rozumiałam, do momentu kiedy nie spróbowałam ich po raz pierwszy. Takie śniadanie to mistrzostwo świata! Delikatne, cienkie naleśniki, pokryte lekką warstwą aksamitnego sosu, wyraźnie pomarańczwego, z maślaną nutą. Czysta perfekcja.

Składniki (10 sztuk):
  • szklanka mąki
  • 3/4 szklanki zimnego mleka
  • 3/4 szklanki zimnej wody
  • 3 jajka
  • szczypta soli
  • szklanka soku Tymbark 100% pomarańcza
  • 5 łyżek masła
  • 5 łyżek cukru
  • *skórka z 1/2 pomarańczy


Podstawowe ciasto naleśnikowe robimy bardzo prosto. Próbowałam kilku przepisów, w końcu idealne proporcje znalazłam na blogu Moje wypieki. Mąkę miksujemy z mlekiem, wodą, jajkami, trzema łyżkami  roztopionego masła i szczyptą soli. Z gotowego ciasta, na dobrze rozgrzanej patelni, małymi porcjami (u mnie wyszła niepełna chochelka na jeden placek) smażymy naleśniki. Gotowe odkładamy na bok. Kiedy wszystkie są usmażone, przygotowujemy nasz sos.

piątek, 8 listopada 2013

Shakshuka

Brzmi egzotycznie, i takie ma pochodzenie, bo shakshuka to Izraelski (i innych krajów z tamtych okolic) tradycyjny pomysł na śniadanie. Zastanawiam się, dlaczego u nas nie jest jeszcze popularna, mimo wspaniałego smaku i tak prostego przygotowania. Tradycyjna shakshuka to właściwie sadzone jajka, jednak "posadzone" nie na patelni, lecz na lekko pikantnym sosie z pomidorów, papryki i innych warzyw. Choć w  Izraelu można spróbowac wielu jej odmiam - ze szpinakiem i fetą czy z cebulą i kiełbaskami, najlepsza pozostaje pomidorowa klasyka. Jesienią i zimą, kiedy pomidory dostepne w naszych sklepach smakują jak plastik, możemy je zastąpić sokiem, np. sokiem Tymbark 100% pikantny pomidor. Pikantny twist fajnie pokreśla delikatny smak jajka.

Składniki:

  • średnia papryka
  • mała cebula
  • papryczka chili
  • 2 ząbki czosnku
  • 1,5 szklanki soku Tymbark 100% pikantny pomidor
  • 4 jajka
  • natka pietruszki
  • szczypta kuminu lub kminku (jeśli lubicie)
  • szczypta słodkiej papryki
  • sól i pieprz
  • 2 łyżki oliwy


Potrzebna nam będzie duża, dość głęboka patelnia. Rozgrzewamy na niej 2 łyżki oliwy, wrzucamy pokrojoną w wąskie paseczki cebulę, paprykę, posiekany drobno czosnek oraz papryczkę chili, i wszystkie przyprawy, poza solą i pieprzem. Kiedy warzywa się zeszklą zalewamy je sokiem 100% pikantny pomidor Tymbark.

wtorek, 5 listopada 2013

Tarta "snickers"

Ta tarta bez wątpienia jest jednym z tych dań, które mimo obłędnego smaku, pozostają skrajnie niefotogeniczne. Jednak warto przymknąć na to oko - smak rekompensuje wszystko. Maślane ciasto, bardzo słodka masa krówkowa, przełamana słonymi orzeszkami - moim zdaniem na głowę bije popularny batonik. A do tego robi się praktycznie sama.

Składniki:
  • 175 g masła
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1,5 szklanki mąki
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 200ml śmietanki 30% - 36%
  • 100g gorzkiej czekolady
  • 500g masy krówkowej (kajmak)
  • 250 g solonych orzeszków ziemnych



Z masła, mąki, cukru pudru oraz wody wyrabiamy ciasto na spód tarty. Gotową masę wstawiamy na minimum pół godziny do lodówki. Po tym czasie wykładamy nim formę do tarty lub tortownicę. Cały spód nakłuwamy widelcem, przykrywamy papierem do pieczenia, i dociążamy kulkami ceramicznymi lub fasolą. Tak przygotowane ciasto pieczemy przez 20 minut w 180 stopniach. Zdejmujemy papier z obciążeniem i pieczemy kolejne 15-20 minut, do osiągnięcia złotego koloru. Orzeszki mieszamy z masą krówkową - możecie przygotować ją sami ze skondensowanego mleka. Ja użyła m gotowej, firmy Bakalland tym razem, i jestem bardzo zadowolona, ma dobrą konsystencję, i nie jest przytłaczająco słodka.

piątek, 27 września 2013

Zielona zupa-krem

Ciąg dalszy przepisów, które przygotowałam do magazynu INSPIRACJE, razem z artykułem o znaczeniu kolorów warzyw i owoców, które jemy. Dziś zielona zupa-krem, z brokułów i szpinaku. Jak większość zup - bardzo prosta w przygotowaniu, pyszna, i do tego bardzo zdrowa. Na potrzeby tego artykułu popełniłam też tęczową sesję zdjęciową. Stylizacja nie zmieściła się w magazynie, więc dzielę się nią z Wami tutaj. Nie ukrywam, jestem całkiem dumna z efektów ;)

poniedziałek, 23 września 2013

Ryba w czerwonym sosie

Miałam okazje przygotować artykuł o znaczeniu kolorów owoców i warzyw dla magazynu INSPIRACJE. Dziś pierwszy przepis, który znalazł się w ostatnim numerze - łosoś w wytrawnym sosie z czerwonych owoców. Połączenie jest idealne, i zaskakujące. Owocowy kwasek wspaniale podkreśla smak łososia, a odrobina wytrawnej słodyczy dodaje mu niecodziennego aromatu. 

Składniki:


  • ½ kg filetu z łososia
  • ½ cytryny
  • łyżka masła
  • czubata łyżka cukru
  • łyżka octu winnego
  • ½ papryczki chili
  • ½ kubka wiśni
  • ½ kubka malin
  • *można dodać tez czerwonych porzeczek lub jeżyn
  • sól i czarny pieprz



Filet z łososia oprószamy solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, skrapiamy sokiem z cytryny i wstawiamy na 15 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. W tym czasie przygotowujemy sos - jest bardzo prosty. W rondelku, cały czas mieszając, robimy karmel z cukru i masła. Kiedy składniki się połączą i zmienią kolor na złocisty, dodajemy owoce, posiekaną papryczkę chili i ocet winny. Całość gotujemy przez 5-8 minut na sporym ogniu, pilnując aby sos się nie przypalił. Na koniec całość przecieramy przez drobne sitko, aby uzyskać gładką konsystencję. Upieczonego łososia polewamy naszym rubinowym sosem i ozdabiamy kilkoma świeżymi owocami. Świetnym dodatkiem będzie chrupiąca bagietka i świeża sałata z rukoli.

poniedziałek, 16 września 2013

Akademia Smaku

Dzięki Gosi z bloga Tapas de Colores miałam niedawno okazję uczestniczyć we wspaniałych warsztatach w Akademii Smaku Siemensa. Były to nie tylko warsztaty kulinarne, ale przede wszystkim fotograficzne, przygotowane przez Akademię Nikona. Poprowadził je światowej klasy artysta fotograf, Leszek Szurkowski.  Zaczęliśmy od krótkiego wstępu, a ja - nie mogąc się doczekać kulinarnych wyzwań - od buszowania między składnikami rozstawionymi na kuchennych blatach ;)


sobota, 7 września 2013

Kaczka po staropolsku

Czas na przepis na kaczuchę w możliwie najprostszej, klasycznej odsłonie. Kaczka po staropolsku to soczyste, kruche mięso faszerowane jabłkami, z chrupiącą skórką pokrytą warstwą majeranku. Danie robi się praktycznie samo, a efekt zachwyci rodzinkę przy niedzielnym obiedzie czy gości w czasie małego święta. Małego, bo kaczka niestety nie jest ptactwem zbyt pokaźnych rozmiarów - jedna to porcje dla mniej więcej 4-5 osób.

Składniki:
  • cała kaczka
  • 6 sporych jabłek
  • paczka majeranku
  • szklanka czerwonego wytrawnego wina
  • 6 ząbków czosnku
  • 2 łyżki masła
  • sól i czarny pieprz



Wieczorem kaczkę dokładnie myjemy, i zanurzamy ją na całą noc w misce/wiadrze ze słoną wodą - czubata łyżka soli na litr wody. Przez noc mięso nabierze odpowiedniej słoności, skruszeje, a skórką w czasie pieczenia stanie się idealnie chrupiąca. Przed pieczeniem kaczkę z zewnątrz i w środku mocno nacieramy czarnym pieprzem i paczką majeranku oraz posiekanym czosnkiem, i wstawiamy ją na mniej więcej dwie godziny do lodówki. Przed pieczeniem faszerujemy ją pokrojonymi w ćwiartki jabłkami, wymieszanymi z pozostałym majerankiem.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Animelka w sosie szafranowym

Odkryłam, że zapodział mi się gdzieś jeden przepis na grasicę. I to na grasicę w sosie szafranowym! Delikatne mięso wspaniale współgra z bardzo wytrawnym sosem. Dla niektórych może być byt wytrawny, jednak to smak, który wprawia moje kubki smakowe w stan ekstazy ;) Więcej informacji o animelce  - czym właściwie jest, i z czym to się je - znajdziecie we wcześniejszych wpisach: przepisie na grasicę w sosie mango oraz na grasicę w glazurze z ciemnego piwa. 

Składniki:
  • 400g grasicy
  • 2 łyżki masła
  • 1/2 szklanki białego wytrawnego wina
  • 200ml śmietanki 30%
  • sol i pieprz
  • szczypta szafranu



Na samym początku z animelką jest trochę zabawy - namaczamy ją w bardzo zimnej wodzie na minimum godzinę, po czym wrzucamy do wrzącej wody na 2-3 minutki. Obgotowana grasica musi dobrze ostygnąć, wtedy ściągamy z niej błonki. Dalsze przygotowania naszego dania jest bardzo proste. Grasice wrzucamy na rozgrzane masło i obsmażamy na złocisto z każdej strony. Kiedy jest już gotowa solimy ją i oprószamy świeżo zmielonym pieprzem. Na patelnię wlewamy 1/2 szklanki białego wytrawnego wina i zwiększamy ogień.

środa, 21 sierpnia 2013

Kaczka w pomarańczach

I znów zaczynam od tłumaczenia się z długiej nieobecności ;) Ostatni miesiąc był całkiem szalony. Odpoczęłam troszkę od blogowania, i mogę zabrać się do pisania i pichcenia z zapasem świeżej energii. Głowę mam pełną pomysłów i inspiracji. Ale nie było mnie tak długo nie tylko z lenistwa, mam całkiem dobrą wymówkę - moja młodsza siostrzyczka wyszła za mąż! Jeśli nie organizowaliście nigdy wesela, nie macie pojęcia, ile wiąże się z tym pracy, telefonów, planowania, zmieniania planów, i planowania na nowo... Ale wszystko się udało, i za nami wspaniałe wesele. Także sto lat Młodej Parze! A Was z tej okazji zapraszam na odświętną kaczkę w pomarańczach. 


Delikatne, kruche lecz soczyste mięso w wytrawno-słodkiej glazurze to świetna propozycja na uroczystą kolację. Kaczkę koniecznie trzeba zacząć przygotowywać dzień wcześniej, ale warto poświęcić jej więcej czasu. Zawsze wychodzi przepyszna, z chrupiącą, złocistą skórką.

czwartek, 25 lipca 2013

Wiejskie risotto z kurkami

Wiejskie, bo przygotowane właśnie na wsi, w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie.  W centrum spokojnej, podlaskiej wsi.  W przytulnym, pięknie urządzonym domku rodziców Gapci. Z ogromną działką, basenikiem, sadem owocowym, grządkami, widokiem na pola i las, i - moje marzenie - grillem i przydomową wędzarnią zbudowanymi przez jej tatę! Ale wróćmy do risotto. Nie jest to proste danie, bo trzeba robić je z wyczuciem, łatwo przypalić lub rozgotować...ale jeśli poświęcicie mu odrobinę uwagi, na pewno się uda. A warto się postarać, bo jest przepyszne!

Składniki (6-7 porcji):

  • 400g ryżu arborio
  • 200g kurek
  • duża cebula
  • 5 ząbków czosnku
  • 200ml śmietanki 30%
  • 50ml oliwy z oliwek
  • 250ml białego wytrawnego wina
  • łyżka masła
  • 70g parmezanu
  • sól i pieprz
  • woda


W średnim garnku, na połowie oliwy i maśle szklimy drobno posiekaną cebulę i czosnek. Po chwili dorzucamy dokładnie oczyszczone, osuszone kurki. W całości - nie ma potrzeby ich kroić, bo są małe, a w całości będą pięknie wyglądały. Po mniej więcej pięciu minutach dosypujemy do nich ryż arborio i chwilę podsmażamy. Powinien zrobić się lekko przezroczysty. Dolewamy 100 ml wina - ryż powinien je natychmiast wchłonąć. Cały czas mieszając stopniowo dolewamy  tak około 100ml wody. Kiedy ryż ją wchłonie, dolewamy kolejne 100ml wina. Kiedy ryż jest już lekko napęczniały, ale wciąż twardy, dodajemy śmietankę. Po jej wchłonięciu czas na sól i pieprz.

środa, 24 lipca 2013

Porzeczkowy chutney

Uwielbiam owocowe dodatki do mięs. W przetworach, sosach, farszach, pastach, pasują idealnie do każdego rodzaju pieczeni. Dziś mam dla Was bardzo prosty przepis na chutney z czerwonych porzeczek. Jego wytrawny, słodkawo-pikantny smak będzie idealnym  dodatkiem do dziczyzny, kaczki czy choćby schabu. Ważne, żebyście dokładnie pozbawili porzeczki szypułek,  i użyli sprawdzonego garnka - takiego w którym potrawy nie przystają zbyt szybko do dna.

Składniki:

  • 5 szklanek czerwonych porzeczek (bez szypułek)
  • czubata łyżka masła
  • 2 łyżki cukru
  • łyżka octu winnego
  • 3 łyżki czerwonego wytrawnego wina
  • papryczka chili




Do rondelka wrzucamy masło i cukier, i podgrzewamy aż zmienią się w złocisty karmel. Dodajemy porzeczki. Kiedy się chwilę przesmażą zalewamy je octem i winem. Wszystko dokładnie mieszamy i zostawiamy na sporym ogniu, koniecznie bez przykrycia. Często mieszamy, aby nasza masa się nie przypaliła. Kiedy porzeczki są już dość rozgotowane, dodajemy posiekaną papryczkę chili, stosowanie do tego, jak ostre lubimy dania. Całość zostawiamy na dużym ogniu, do momentu kiedy płyn odparuje, i zostawi gęstawy sos. Chutney zostawiamy do ostygnięcia i podajemy zimny. Możemy go jednak przygotować w większej ilości, i zapakować do słoiczków. Wtedy napełniamy je jeszcze gorącym chutnej, i wekujemy przez 2-3 minutki.

wtorek, 23 lipca 2013

KULINARNY POZNAŃ - subiektywny mini przewodnik

Przewodnik to szumne słowo na opis kilku tych restauracji, które udało mi się odwiedzić w Poznaniu, ale postanowiłam nie poświęcać każdej osobnego postu, a zebrać je wszystkie w jednym. 
Poznań to jedno z moich ukochanych polskich miast. Dużo zieleni, cudowne kamienice, klimatyczne uliczki, pozytywni ludzie. Czego można chcieć więcej? Oczywiście smacznego jedzenia! I takie udało mi się znaleźć. Jednak Poznań, jak każde miasto ma swoją specyfikę. Krakowskie stare miasto (nie licząc Kazimierza, i kilku wyjątków w okolicach rynku) pełne jest restauracji "niewiadomojakich", z raczej średnim jedzeniem, nastawionych na turystów. Warszawa to TOTALNY misz-masz, w Białymstoku nie znajdziecie prawie nic poza pizzeriami, i to raczej kiepskimi, Rzeszowski rynek okupują kebaby, a w okolicach poznańskiego rynku....w okolicach poznańskiego rynku najwięcej jest chyba tak modnych teraz restauracji z burgerami, i klubów GO-GO! A po za nimi milion cudownych kawiarenek z ukrytymi "tajemniczymi ogrodami" w patio, i kilka wspaniałych restauracji.

środa, 17 lipca 2013

Malta Festival Poznań - Lokal:KUCHNIA!

Malta Festival w Poznaniu małymi kroczkam zbliża się ku końcowi. Czas więc na relację, a bardziej fotorelację, z moich "występów". Jako jedna z dziesięciu blogerów zostałam zaproszona do Poznania, i poproszona o przygotowanie swojego menu do festiwalowej restauracji prowadzonej przez zespół Concordia Taste. Ten wyjazd pogłębił tylko moją miłośc do Poznania. W tym pięknym mieście, na Placu Wolności powstała przestrzeń festiwalowa Generatora MALTA, którą kierują trzy energiczne dobre dusze: Karolina, Kasia i Joanna. W miejskiej przestrzeni powstał ogród, park z hamakami i leżakami, scena, zakątek dla dzieciaków i właśnie festiwalowa restauracja. Kolorowa, przyjemna, z nalesnikami mieszanymi w betoniarce! W czasie całego festiwalu miały tam miejsce spotkania z ciekawymi osobami, koncerty, potańcówki, warsztaty, projekcie filmów...dla każdego, coś fajnego ;)

sobota, 29 czerwca 2013

Pieczona perliczka

Perliczka niestety nie jest popularnym w Polsce mięsem, ale od czasu do czasu można gdzieś znaleźć świeżą. Jeśli znajdziecie - kupcie koniecznie! Mięso perliczki jest  bardzo zdrowo, zawiera minimalną ilość tłuszczu i jest zalecane we wszelkiego rodzaju dietach, oraz osobom z podwyższonym cholesterolem. W smaku to coś pomiędzy kurczakiem, a dzikim ptactwem - bardzo ciekawa mieszanka. W kurczakach  czy indykach uwielbiam udka, więc i tu rzuciłam się na nogę w pierwszej kolejności ;) Także mogę Was uprzedzić, że udka są raczej średnie - pełne ścięgiem i plewek. Za to pierś jest niezwykła, krucha i soczysta.

Składniki:
  • cała perliczka
  • 3 łyżki majeranku
  • 3 ząbki czosnku
  • sól i czarny pieprz
  • łyżka masła
  • 10 cienkich plastrów boczku lyb szynki
  • 4 jabłka
  • 1/2 kubka białego, wytrawnego wina
  • odrobina oliwy z oliwek



Perliczkę myjemy i osuszamy, odcinamy kuper. Nacieramy ją mocno solą, zmielonym czarnym pieprzem, dwiema łyżkami majeranku, zgniecionym czosnkiem oraz kilkoma kroplami oliwy, i odstawiamy do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na noc. Przed upieczeniem środek perliczki wypełniamy obranymi, pokrojonymi w kawałki jabłkiami i pozostałym majerankiem. Na wierzchu układamy plastry boczku i drobne wiórki masła, a do brytfanki wlewamy wino. Perliczkę pieczemy bez przykrycia, przez godzinę w 180 stopniach, co kwadrans polewając dokładnie płynem z brytfanki. Po upieczeniu powinna odpocząć około 15 minut, zanim podamy ją naszym gościom.

piątek, 28 czerwca 2013

Wakacyjne placuszki z owocami lasu

Miały być amerykańskie pancakes z jagodami, ale listę zakupów zostawiłam w domu i oczywiście zapomniałam kupić maślankę ;) Mam więc dla Was bardzo prosty przepis na domowe, puszyste placuszki. Uwielbiam je waśnie z jagodami - smak przywołuje wakacje z czasów dzieciństwa. A jeśli jeszcze uda Wam się znaleźć gdzieś poziomki...lato w gębie! Jagody mozna z powodzeniem  zastąpić malinami, na które sezon zacznie się już za momencik.

Składniki (5-6 osób):

  • 2 szklanki mąki
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 2 szklanki jagód
  • 1,5 szklanki mleka
  • 75g masła
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli






Do miski wsypujemy wszystkie sypkie składniki, poza jagodami. W oddzielnym naczyniu mieszamy mleko z jajami i roztopionym masłem. Miksując do uzyskania jednolitej  masy, łączymy suche i mokre składniki. Kiedy ciasto jest gotowe dodajemy do niego jagody - połowę wcześniej delikatnie rozgniatamy widelcem. Masę - najlepiej w pojemniku z pokrywką - wstawiamy na godzinę do lodówki. Po tym czasie smażymy placuszki na patelni delikatnie muśniętej olejem. Aby wyszły nam zgrabne placuszki, na jednego przypadają około 3 łyżki ciasta. Usmażone powinny być z obu stron złocisto - brązowe. Idealna propozycja na śniadanie, lub podwieczorek na tarasie.

środa, 26 czerwca 2013

Rzecz o polskich winach - Galicyjski festiwal win!

W żadnym wypadku nie jestem w temacie win specjalistką, ale z czystym sumieniem nazwę siebie amatorskim koneserm ;) Na Galicyjski festiwal win trafiłam całkiem przypadkiem, w czasie mojego meksykańskiego weekendu w Rzeszowie. Impreza mieściła się na dziedzińcu tamtejszej galerii handlowej. Po opłaceniu 15zł za wejście, i 5zł za kieliszek raj nieograniczonej degustacji win z trzydziestu winnic z Polski, Gruzji i Węgier miał stanąć przed mną otworem. Z początku trszokę się jednak rozczarowałam, pierwsze tokaje których próbowałam były raczej średnie. Kolejni wystawcy nie wzięli pod uwagę pogody, a umówmy się - przy 30 stopniowej duchocie ciepłe białe wino - nawet nienajgorsze - traci wszystkie swoje atuty. Z czasem w tłumie zaczęli się pojawiać podpici spryciarze, kupujący jeden kieliszek, którym sie wymieniali, starając się jak najbardziej dosłownie wykorzystać obiecaną "nieograniczoną degustację".
I właśnie wtedy dotarłam do przedstawicieli winnic polskich! Wczesniej nie miała okazji spróbowania naszych rodzimych wyrobów, i jakoś mnie do nich nie ciągnęło, bo jakim cudem w kraju bez słońca i żywych tradycji winiarskich miał by powstać przedni trunek...Jaką byłam ignorantką!

wtorek, 25 czerwca 2013

Fiesta Mexicana w Rzeszowie

W miniony weekend wybrałam się do Rzeszowa, na zaproszenie Gosi z restauracji LOFT, która mieści się tuż obok tamtejszej galerii Millenium hall. Dotarłam po 12 godzinach w moim ukochanych najukochańszym PKP, które jest już tak luksusowe, że do biletu dorzuca saunę gratis ;) Ale warto było się pomęczyć.   Restauracja jest urządzona bardzo w moim stylu - nowoczesne, jasne lecz nie chłodne wnętrze z prostymi elementami dekoracyjnymi, w sam raz na kolację ze znajomymi lub biznes lunch. Razem z Gosią przygotowałyśmy specjalne, weekendowe meksykańskie menu, które przygotowałam razem z ekipą LOFTu. Było oczywiście tacos i chili con carne, burrito ze spora dawką jalapeno  i fajita, no i desery, które zrobiły furorę - mus czekoladowy z nutką chili i pomarańczowo-waniliowy flan. Powiem krótko - zakochałam się! Zakochałam się w pracy w kuchni - było jak w serialach: mimo, że jest zapieprz (wybaczcie, ale do tego co się dzieje kiedy jest full gości łagodniejsze określenia nie pasują) to wszyscy żartują, leci muzyczka, ktoś podśpiewuje pod nosem, ktoś się giba radośnie mieszając w kociołku. Wiem, że na pewno nie zawsze jest tak wesoło,  wręcz filmowo, ale szef kuchni - Mariusz Nazimek, ma naprawdę fajny zespół, z którym praca to sama radość. Pod koniec dnia stopy odpadają z bólu a ze zmęczenia padasz na ryjek, ale, paradoksalnie, ten weekend naładował mnie ogromną dawką pozytywnej energii. 


czwartek, 13 czerwca 2013

Kremowa zupa rybna z owocami morza

Opowiadałam Wam już o genialnych warsztatach kulinarno-fotograficznych na Konfederackiej 4, teraz czas podzielić się kilkoma przepisami. Zacznę od zupy rybnej z owocami morza - to danie zdecydowanie mnie oczarowało aksamitną konsystencją i głębią aromatów. To zupełnie inna zupa rybna, niż te z którymi spotykałam się dotychczas. A do tego jest dziecinnie prosta w przygotowaniu! Podaję przepis na przygotowanie zupy z całej ryby, ale można też użyć głów i resztek po filetowaniu.

Składniki:

  • dorada (lub inna podobnej wielkości ryba)
  • 3 świeże krewetki w pancerzach
  • kawałek pora
  • dwie marchewki
  • duża cebula
  • 4 ząbki czosnku
  • 2-3 łodyżki selera naciowego
  • papryczka chili
  • szczypta świeżego rozmarynu
  • dosłownie odrobina szafranu
  • pieprz i sól
  • oliwa z oliwek
  • do podania świeża kolendra i cytryna



Wszystkie składniki na koniec zblendujemy, więc nie musimy ich drobno siekać. W garnku na rozgrzanej oliwie podsmażamy niechlujnie pokrojone marchewki, seler i por, po kilku minutach dodajemy pokrojoną w ósemki cebulę, czosnek w ząbkach, posiekaną papryczkę chili i rozmaryn. Po Po kolejnych pięciu minutach wrzucamy krewetki w całości i podzieloną na kilka części rybę, oczyszczoną z wnętrzności i skrzeli - skrzela zostawiają nieprzyjemny, gorzki posmak. Kiedy krewetki zmienią kolor całość zalewamy wodą tak, by prawie zakrywała składniki zupy. Całość musi się gotować przez minimum 30 minut.

wtorek, 11 czerwca 2013

Bajgle

Na ostatni Restaurant Day razem z podlaskimi blogerami kulinarnymi zorganizowałam wielki PIKNIK. Każdy przygotował mnóstwo smakołyków - ja postawiłam na piknikowe kanapeczki z domowym pieczywem. Najszybciej rozeszły się bajgle z pieczoną piersią z indyka, gorgonzolą i soczystą gruszką. Dziś przepis właśnie na te mięciutkie bajgle z chrupiącą skórką. Jest z nimi troszkę zabawy, ale naprawdę warto.  Przygotowałam je z przepisu z bloga Moje wypieki, który serdecznie Wam polecam.

Składniki (10 sztuk):

  • 1/2 kg mąki pszennej
  • łyżka cukru (+ druga do gotowania)
  • łyżeczka soli
  • 5 g suchych drożdży (lub 10 mokrych)
  • 300ml wody
  • żółtko
  • ziarna do posypania - mak, sezam i co Wam tylko przyjdzie do głowy



Wyrabiamy ciasto z mąki, soli, łyżki cukru, drożdży i wody o temperaturze pokojowej. Powinno być gładkie i sprężyste. Wkładamy je do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na półtorej godziny. Po tym czasie ciasto wyjmujemy z miski, i na stolnicy dzielimy je na dziesięć równych części. Każdą oprószamy mąką i formuje my z nich kuleczki.Teraz z każdej kulki musimy uformować bajgiel. W środek kulki wciskamy wcześniej zamoczony w wodzie palec, i zaczynamy nim obracać - kręcimy bułeczkę na palcu, jakby to było hula hop ;) Kiedy dziurka ma około 3,5 cm średnicy, bajgle układamy na posypanej mąką tacy, oprószamy je mąką również z wierzchu i pod ściereczką odstawiamy na kolejne 40 minut.

sobota, 8 czerwca 2013

"Kanapeczka" z wytrawnymi truskawkami

I na zakończenie mojego menu na Malta Festiwal Poznań 2013 coś odkrywczego w swojej prostocie i zniewalającego w smaku. Bardzo prosty, lekki deser - tak aby każdy spokojnie znalazł na niego miejsce po lunchu czy kolacji. W formie kruchej "kanapeczki", która polewą z sosu balsamico i bazylią wydobywa z truskawek nowy, zaskakujący smak.

Skladniki (8 porcji):


  • arkusz ciasta francuskiego
  • 150g serka mascarpone
  • 50ml śmietanki kremówki 36%
  • łyżka cukru
  • 150ml octu balsamicznego
  • duża garść truskawek bez szypułek
  • po kilka listków bazylii na porcję


Tak jak z kanapkami bywa - nic prostszego, ale za to efekt wspaniały! Godzinę wcześniej truskawki przesypujemy cukrem i wstawiamy do lokówki - dzięki temu będą mniej kwaśne. Ciasto francuskie kroimy na osiem równych prostokątów, układamy na papierze do pieczenia, nakłówamy widelcem i wstawiamy na jakieś 8 minutek do piekarnika nagrzanego do 180 stopni - mają się zrobić złocistobrązowe. Po upieczeniu muszą ostygnąć. Smarujemy je serkiem mascarpone wymieszanym dokładnie ze śmietanką. Na kremie układamy po kilka listków bazylii, a na nich nasze truskawki. Na koniec przygotowujemy sos balsamico, czyli zredukowany ocet balsamiczny. Ocet wlewamy do małego garnuszka i stawiamy na dużym ogniu, co jakiś czas mieszając. Płyn dość szybko odparuje, tworząc gęsty, esencjonalny sos, wspaniale podkreślający smak truskawek i bazylii. Świeże i wyraźne smaki tego deseru wspaniale pasują do dobrze schłodzonego białego wina.

piątek, 7 czerwca 2013

Wątróbki z wiśniami, w wiśniówkowej glazurze

Czas na luchową propozycję do mojego menu konkursu Malta 2013 - Rezydencje dla artystów gotujących! Miało byc coś z grasicą, ale okazuje się, że nie mam aż takiego szczęścia, i udaje mi się ją dopaść tylko raz na miesiąc...Pozostałam więc przy mojej ostatniej obsesji eksperymentowania z podrobami różej maści. Zapraszam na wątróbkę z wiśniami, i wiśnióweczką. Cudowne połaczenie wytrawnej kwaskowatości wiśni, rozgrzewającej słodyczy wiśniówki i kremowej konsystencji wątróbek. Koniecznie podane z bagietką i małą miseczką świerzych sałat polanych dobrą oliwą, tak po prostu.

Składniki (2 porcje):

  • około 200g wątróbek drobiowych
  • 200ml mleka
  • czubata łyżka masła
  • duża garść wydrylowanych wiśni
  • 50ml wiśniówki
  • sól i świeżo zmielony czarny pieprz
  • do podania: mix świeżych sałat z oliwą, kawałek bagietki




Oczyszczone z plewek watróbki zalewamy mlekiem, i wstawiamy do lodówki  na co najmniej godzinę. Po tym czasie delikatnie je osuszamy papierowym ręcznikiem, i wrzucamy na patelnię z rozgrzanym masłem. Co jakiś czas obracamy wątróbki, tak aby obsmazyły się ze wszystkich stron. Kiedy po kilku minutach zbrązowieją, na patelnię dorzucamy wiśnie i całość lekko solimy oraz doprawiamy pieprzem do smaku. Po minutce wlewamy wiśniówkę jednoczesnie zwiekszając ogień. Kiedy płyn odparuje i zamieni się w gęsty sos danie jest gotowe. Do tego najprostsza salata i koniecznie bagietka, żeby było czym zebrać resztki cudownego sosu z pustego talerza ;)

środa, 5 czerwca 2013

Ryba z soli na białym risotto

Jak wiecie po mojej wiosennej wyprawie do Poznania zakochałam się w tym mieście - raju smakosza. Dlatego postanowiłam skorzystać z okazji kolejnych odwiedzin wielkopolski. Wybieram się na Malta Festiwal Poznań, mam nadzieję - jako "artysta gotujący" ;)

Moja propozycja na kolację festiwalowego menu to ryba z soli na wytrawnym risotto. Tym razem to labraks, ale można tak przygotować dowolną rybę, jeśli tylko mamy filety ze skórą. Taka metoda przygotowania ryby wspaniale podkreśla jej naturalny smak, pozostawiając mięso soczystym i delikatnym. Świetnym dodatkiem jest wytrawne białe risotto, koniecznie ze świeżym, lipcowym słodkim groszkiem. Risotto nie jest najłatwiejszą potrawą, wymaga ciągłej uwagi i nie można trzymać się konkretnego przepisu, płynne składniki dodajemy raczej "na oko", w zależności od tego jak bardzo nasz ryż jest spragniony ;)  jako dodatki podajemy kawałek cytryny do skropienia ryby i kilka kropli kwaskowatej emulsji z koperku i pietruszki.

Składniki (4 porcje):
  • 4 filety ze skórą (lub 8, jeśli są malutkie)
  • szczypta soli morskiej
  • 400g ryżu arborio
  • 150ml śmietanki 
  • 250ml białego wytrawnego wina
  • 3 ząbki czosnku
  • woda
  • duża cebula
  • 200g zielonego groszku
  • łyżka masła
  • 50g parmezanu
  • około 50 ml dobrej oliwy z oliwek
  • sól i świeżo zmielony czarny  pieprz
  • garść koperku i pietruszki 






Rybę robi się dosłownie chwilę, więc zajmiemy się nią później. Na razie nagrzewamy piekarnik do 200 stopni i zabieramy się za risotto. Robimy je na dość sporym ogniu, i lepiej nie zostawiać go ani na chwilę bez opieki, bo ma tendencje do przypalania się. Jego przygotowanie zajmie około 15-20 minut. W średnim garnku, na oliwie i maśle szklimy drobno posiekaną cebulę i czosnek. Dosypujemy do nich ryż arborio i chwilę podsmażamy, powinien zrobić się lekko przezroczysty. Dolewamy 100 ml wina - ryż powinien je natychmiast wchłonąć. Cały czas mieszając stopniowo dolewamy  tak około 100ml wody. Kiedy ryż ją wchłonie, dolewamy kolejne 100ml wina. Kiedy ryż jest już lekko napęczniały, ale wciąż twardy, dodajemy śmietankę. Po jej wchłonięciu czas na sól, pieprz i groszek.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Warsztaty na Konfederackiej 4

O tych warsztatach pewnie już naczytaliście się do znudzenia, bo zaproszono na nie kilkunastu blogerów, i każdy chyba już zdążył je opisać. Ja postanowiłam troszkę odczekać, aż minie mi zachwyt chwilą, i ocenić je na chłodno. Minął ponad tydzień, zachwyt pozostał! Niezmiennie były to najwspanialsze, najlepiej zorganizowane warsztaty kulinarno-fotograficzne (w innych kategoriach zresztą też) w jakich miałam okazję uczestniczyć! Dlaczego? Chyba dzięki tak wspaniałemu połączeniu miejsca, czasu i ludzi. Zabawię się w wyliczankę ;)

czwartek, 23 maja 2013

Grasica z wytrawnym sosem mango

Kolejny przepis na grasicę, tym razem egzotyczniej, z lekką nutą słodyczy. Smak mango i pomarańczy z delikatnie wyczuwalną nutką burbona wspaniale podkreśla maślaną konsystencję grasicy. Uwielbiam mięsa w połączeniu z owocami, a grasica w takim zestawieniu jest obłędna. Jeśli chcecie poczytać o niej troszkę więcej, zapraszam do lektury przepisu na animelkę w glazurze z ciemnego piwa.

Składniki (3 porcje):
  • 500g wstępnie oczyszczonej grasicy
  • sok z jednej pomarańczy 
  • dojrzałe mango
  • szalotka
  • 70ml burbona
  • 2 łyżki masła
  • sól i świeżo zmielony pieprz




Grasicę musimy namoczyć w zimnej wodzie na około godzinę, a następnie wrzucić ją na 3 minutki do wrzącej wody. Kiedy ostygnie usuwamy wszystkie błonki. Gotową, oczyszczoną grasicę wrzucamy na łyżkę rozgrzanego masła i obsmażamy na złocisty kolor, dodając do smaku soli i pieprzu. Grasicę rozkładamy na talerze, a na patelnię wrzucamy pozostałe masło i posiekaną szalotkę. Kiedy lekko się zeszkli dodajemy pokrojone w kostkę mango. po 4-5 minutach całość zalewamy sokiem z pomarańczy i alkoholem (burbona można zastąpić szkocką), i zwiększamy ogień aby płyn się zredukował (odparował). Kiedy sos zgęstnieje, doprawiamy go solą i pieprzem, i wykładamy na usmażone wcześniej grasice. Podajemy z białym chrupiącym pieczywem.

wtorek, 21 maja 2013

Animelka w glazurze z ciemnego piwa

Animelka, to nazwa zaczerpnięta z języka włoskiego: animella - siedlisko duszy. Po polsku nazwa nie brzmi już tak tajemniczo i smakowicie - to po prostu grasica, zwana też "mleczkiem cielęcym". Ten gruczoł, występujący tylko u cieląt, nie wiedzieć dlaczego wraz ze szlachtą wyparował z naszych stołów. Od momentu kiedy go pierwszy raz spróbowałam usilnie poszukiwałam masarza, u którego można ten rarytas dostać. I udało się, choć sprzedawca z lekka się zdziwił, kiedy mu oznajmiłam, że grasica jest dla mnie, nie dla hodowli wybrednych pekińczyków - dostałam 3 kilo za 10zł!! Kiedy we Francji na przykład, grasica osiąga ceny do 50 euro! za kilogram. No cóż - nie od dziś wiadomo, że Francuzi wiedzą co dobre ;)
Dziś mam dla Was pierwszy z trzech przepisów na grasicę - tu inspirowałam się przepisem Roberta Sowy, pozostałe to autorskie wariacje. Jeśli uda Wam się ją gdzieś dostać, musicie spróbować! Można ją przygotować na miliard sposobów. To najdelikatniejsze, maślane mięso o subtelnym smaku...po prostu niebo w gębie!

poniedziałek, 20 maja 2013

Restaurant Day - Czas na PIKNIK!

Była restauracja w ogrodzie, na tratwie i jesienny festiwal zup, nadszedł Czas na PIKNIK! Właśnie w tej formie postanowiłam zorganizować kolejny Restaurant Day w Supraślu. A do współpracy zaprosiłam jeszcze siedmiu najlepszych podlaskich blogerów! Było jak zwykle pysznie, pogoda i goście dopisali. Dopisali aż nadto, bo nasze piknikowe przekąski - razem 1000 porcji! - rozeszły się w ciągu dwóch godzin. A moje kanapeczki zniknęły już po 45 minutach :D Kto zdążył, miał do wyboru wegańskie sałatki, babeczki i ciasteczka, pieczone pierożki, kanapki, krewetkowo-pomarańczowe szaszłyki i mnóstwo innych przysmaków. A po leniwym przegryzaniu na kocach, był czas na babingtona, konną przejażdżkę czy rzut podkową. 


poniedziałek, 13 maja 2013

BlogerChef

Jak część z Was wie, udało mi się dostać do V półfinału konkursu kulinarnego BlogerChef, w tematyce kuchni azjatyckiej. Ten półfinał już za mną, więc czas na krótką relację. Gościliśmy w Bielsku Białej, całkiem przyjemnej, zielonej miejscowości, a sam konkurs i "imprezy towarzyszące" odbywały się w Dworek New Restaurant...


DZIEŃ PIERWSZY

Po długiej podróży do Katowic, którą calutką przespałyśmy - ja i mój pomocny skrzat/nadworny fotograf/najlepsza przyjaciółka Bogumiła, wpakowałyśmy się w kolej podmiejską do Bielska Białej. Internet nam podpowiedział, że mała stacyjka "Leszczyny", jest tuż przy naszym hotelu, więc wysiadłyśmy na starym peronie, w środku zielonych krzaczorów, z pięknym widokiem na wzgórza. GPS twierdził, że do hotelu jest bliziutko, więc wybrałyśmy się pieszo - z tobołami, w trzydziestostopniowym upale, na lekkim kacu po grillu dnia poprzedniego, i ciągle pod górę...okazało się, że wcale blisko nie jest! Szłyśmy i szłyśmy, asfalt się skończył, a hotelu nadal nie było widać...jednak ostatkiem sił dotarłyśmy na miejsce. Po szybkim ogarnięciu się, ruszyłyśmy do restauracji, które, jak się okazało, jest jedyne 300m od  stacji na której wysiadłyśmy - na szczęście tym razem było z górki.

piątek, 26 kwietnia 2013

Sezon ogórkowy!

Na dobry początek baaaardzo długiego weekendu - "sezon ogórkowy". Uwielbiam ten drink, na który natrafiłam w supraskim Alkierzu. Jego widok zawsze budzi zdziwienie. Znajomi z Niemiec, Szwajcarii czy Stanów ze skrzywioną miną pytali, dlaczego piję "wódkę z ogórkiem", bo przecież to nie może być smaczne...I nie jest - to jest PYSZNE! O czym każdy z nich się przekonał, i dołączył do fanów tego drinka. Ma słodkawy, bardzo świeży smak, i niesamowity zapach. A na koniec ogórka można sobie schrupać ;)

Składniki:



  • 200 ml sprita
  • 50ml wódki
  • świeży ogórek


Świeżego ogórka dokładnie myjemy, i tniemy na cienkie plasterki. Kilka wrzucamy do wysokiej szklanki, zalewamy schłodzoną wódką i zimnym spritem. I udanej majówki! :)


wtorek, 23 kwietnia 2013

Nasi Goreng

Nasi goreng, to ni mniej, ni więcej, a dosłownie "smażony ryż". Flagowe danie kuchni Indonezyjskiej, spotykane w całym tym rejonie. W zależności od regionu, zmieniają się dodatki, ale podstawowe przyprawy, nadające tej potrawie charakterystyczny aromat pozostają bez zmian. Proste, smaczne i sycące -  już po pierwszym kęsie przeniesie Was pod na tropikalną plażę, w cień rozłożystej palmy...

Składniki (4 osoby):

  • pierś z kurczaka
  • 300g krewetek (najlepiej świeżych)
  • 2 szklanki ryżu długoziarnistego
  • duża cebula
  • duża czerwona papryka
  • 6 ząbków czosnku
  • dymka
  • jasny sos sojowy
  • słodki sos sojowy
  • sok z 1/2 limonki
  • 3cm świeżego imbiru
  • słodka i ostra mielona papryka
  • olej (arachidowy doda aromatu)
  • sos arachidowy - przepis TU


Zaczynamy od ugotowania ryżu - powinien być sypki i lekko niedogotowany, taki al'dente, dlatego od czasu podanego na opakowaniu odejmujemy 2-3 minutki. Ryż dokładnie studzimy. Kurczaka kroimy w paski szerokości ok. 3cm i marynujemy w łyżce słodkiego sosu sojowego, soku z limonki i pokrojonym w kostkę imbirze oraz 2 ząbkach czosnku. Kiedy ryż jest zimny, a kurczak zamarynowany, przystępujemy do działa. Na rozgrzany olej wrzucamy pokrojoną w piórka cebulę i paprykę, po chwili dorzucamy posiekany drobniutko pozostały czosnek i dodajemy łyżkę jasnego sosu sojowego. Kiedy warzywa są podsmażone dodajemy ryż i doprawiamy łyżką słodkiego sosu sojowego, oraz słodką i ostrą papryką. Próbujemy i ewentualnie dodajemy do smaku przyprawy - danie powinno być słodko-ostre z wyraźnym słonym posmakiem jasnego sosu sojowego.