Nie pamiętam już, jak trafiłam na ślad Restaurant Day. Czy ktoś mi o tym opowiedział, czy była to sprawka wszechmogącego internetu? Teraz to nie istotne. Dobrze jednak pamiętam, że było to po spożyciu znacznej ilości wina. Oczarowana ideą dnia, w którym, w każdym zakątku świata wielcy pasjonaci gotowania, i małe masuchy mogą otworzyć swoje jednodniowe restauracje, przystąpiłam do działania. Kilka kliknięć, i facebook ogłosił, że otwieram w swoim ogrodzie, restaurację Na Cztery Widelce! Na sto osób... I co ja w najlepsze narobiłam....co ugotować, jakie pozwolenia trzeba mieć, i skąd ja wezmę tyle talerzy?! Ale udało się, na kolacji w ogrodowej restauracji pojawiły się tłumy chętnych. Ich komentarze, zadowolenie, uśmiechnięte gęby pałaszujące tartę czekoladową, zrekompensowały stres i zmęczenie. Zrekompensowały z taką nawiązką, że na dobre wsiąkłam w tajemny świat jednodniowych restauracji. Wkrótce zorganizowaliśmy Wielkie żarcie na tratwie, Restaurant Day: Jesienny Festiwal Zup oraz Restaurant Day: Czas na PIKNIK.
W sobotę, już po raz piąty, wzięłam udział w Restaurant Day i otworzyłam swoją jednodniową restaurację. Zależy mi na tym, by kolejne imprezy miały zupełnie inny charakter, inne menu, odbywały się w innych miejscach. Tej edycji przewodziła myśli, że Z WINEM SMAKUJE LEPIEJ! Okazało się, że nie tylko ja mam takie zdanie, bo wszystkie miejsca były zarezerwowane już dwanaście godzin po utworzeniu wydarzenia na facebooku. Nie miałam też problemu ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Znajomi adaptowali budynek po starej oczyszczalni na warsztat rzeźbiarski i małą galerię. Stoi na skarpie, nad którą góruje zabytkowy prawosławny monastyr, w dole z kolei płynie malownicza rzeka. Idealne miejsce na jednodniową restaurację.
Nie wiem, czy już Wam się przyznawałam, ale cierpię na pewną przypadłość, o tajemniczej nazwie "ad ultimum minutis". Objawia się ona tym, że ciężko jest mi się zmusić do działania wcześniej, niż na sekundę przed deadlinem. Dlatego obiecałam sobie, że tym razem tak nie będzie: wszystko obmyśliłam miesiąc wcześniej, rozpisałam dokładnie co kiedy muszę zrobić, zorganizować, przywieźć, kupić, aby po raz kolejny nie biegać w panice na godzinę przed przybyciem gości. I nie zgadniecie - wszystko na nic! ;) Jak zwykle piekarnik chodził do ostatniej sekundy, sztućce kompletowałam chwilę przed wyruszeniem z domu a sos do łososia został na balkonie. Bez tej adrenaliny "ostatnich sekund" nie było by zabawy ;)
Tyle o radosnych chwilach przygotowań. Jak już wiecie, tematem kolacji zostało wino. Postanowiłam zabawić się nieco z moimi gośćmi: musieli wcześniej wybrać bardziej odpowiadające im menu, czerwone (bazujące na czerwonym winie) lub białe (odpowiednio przygotowane z użyciem wina białego). I to wszystko co wiedzieli o menu - nie mieli pojęcia na jakie dania się decydują. Dopiero na miejscu odryli, z czego składają się oba menu. Zdecydowanie większą popularnością cieszyło się menu czerwone, bo i więcej osób gustuje w czerwonym winie. Po kolacji część osób zdecydowanie zmieniła zdanie ;)
BIAŁE
BISQUE
to tradycyjna francuska zupa z owoców morza. Jej kremowa konsystencja wspaniale
współgra z intensywnym bukietem: białe wino, skorupiaki, warzywa. Aromat podkreśla kilka kropli cytryny
i oliwy.
v
Delikatny
ŁOSOŚ
na winnej parze, podany z sosem z ogórków kiszonych to zaskakujące połączenie kuchni śródziemnomorskiej z
polskimi, tradycyjnymi składnikami. Chęć wylizania talerza do
czysta zaspokoi domowa, chrupiąca
bułka z nasionami sezamu. Całość dopełnia bukiet sałat z pieczonym burakiem i miodowym
sosem vinaigrette.
v
Anyżowa GRUSZKA w sosie szodonowym – muślinowej piance z białego
wina.
CZERWONA
Lekko
pikantny KREM Z DYNI, którego baza
to bulion przygotowany na czerwonym winie. Kilka kropli słodkiej śmietanki i pestki dyni wspaniale przełamują ostrą nutę chili.
v
Rozpływające się w ustach, duszone w czerwonym winie POLICZKI WOŁOWE – najwspanialszy rodzaj wołowiny – podane na
kremowym pure z białych warzyw korzeniowych oraz aromatycznym ciemnym sosem. Całość dopełnia bukiet sałat z pieczonym burakiem i miodowym
sosem vinaigrette.
v
DESER: wariacja na temat crepes suzette - delikatne naleśniki w sosie z czerwonego wina
No co tu dużo mówić, skromność nie leży w mojej naturze: anyżowa gruszka śni się niektórym po nocach, co drugi gość wychodząc błagał o przepis na sos do naleśników, a za duszone policzki otrzymałam owacje na stojąco od całej sali - najwspanialsze uczucie!
Oczywiście nie obyło się bez wpadki. Tym razem okazało się, że instalacja elektryczna nie jest w stanie "udźwignąć" grzejników, więc było - delikatnie mówiąc - ciut chłodno. Ale na szczeście wino i gorąca atmosfera uratowały sytuację. Kolejny Restaurant Day w lutym - ja już mam kilka pomysłów, a Wy? ;)
CZAS NA PRYWATĘ, CZYLI SPECJALNE PODZIĘKOWANIA:
Państwu Wyszkowskim, za udostępnienie wspaniałej przestrzeni
Emilce, za użyczenie kuchenki
Siostrom mym, za kelnerowanie (nawet im się po napiwku dostało)
Boniemu, za pomoc w przywiezieniu stolików
Karolinie, za wypożyczenie owych stolików
Gapci i Pięknemu Jakubowi, za uwiecznienie wieczoru na fotografiach
Kindze, za przepyszne wino, którym wznoszę toast za Wasze zdrowie!
Świetny pomysł i w ogóle sama idea :) Aż żałuję, że nie mogłam tam u Ciebie być...
OdpowiedzUsuń