Jak część z Was wie, udało mi się dostać do V półfinału konkursu kulinarnego BlogerChef, w tematyce kuchni azjatyckiej. Ten półfinał już za mną, więc czas na krótką relację. Gościliśmy w Bielsku Białej, całkiem przyjemnej, zielonej miejscowości, a sam konkurs i "imprezy towarzyszące" odbywały się w Dworek New Restaurant...
DZIEŃ PIERWSZY
Po długiej podróży do Katowic, którą calutką przespałyśmy - ja i mój pomocny skrzat/nadworny fotograf/najlepsza przyjaciółka Bogumiła, wpakowałyśmy się w kolej podmiejską do Bielska Białej. Internet nam podpowiedział, że mała stacyjka "Leszczyny", jest tuż przy naszym hotelu, więc wysiadłyśmy na starym peronie, w środku zielonych krzaczorów, z pięknym widokiem na wzgórza. GPS twierdził, że do hotelu jest bliziutko, więc wybrałyśmy się pieszo - z tobołami, w trzydziestostopniowym upale, na lekkim kacu po grillu dnia poprzedniego, i ciągle pod górę...okazało się, że wcale blisko nie jest! Szłyśmy i szłyśmy, asfalt się skończył, a hotelu nadal nie było widać...jednak ostatkiem sił dotarłyśmy na miejsce. Po szybkim ogarnięciu się, ruszyłyśmy do restauracji, które, jak się okazało, jest jedyne 300m od stacji na której wysiadłyśmy - na szczęście tym razem było z górki.
Dworek New Restaurant nas oczarował! Pięknie odnowiony budynek w eleganckim, zadbanym parku. Wspaniałe, konsekwentnie wystrojone wnętrze, przyjemne kolory. Bardzo podoba mi się pomysł z zachowaniem elementów surowych, niewykończonych - fragmenty nieotynkowanych ścian, betonowy sufit w bardzo nowoczesnych toaletach. No i kuchnia z przeszkloną ścianą, przez którą można obserwować pracę zespołu - wspaniały pomysł.Więc w tym cudownym wnętrzu najpierw wysłuchaliśmy śmiertelnie nudnej pogadanki o tym, jak szczęśliwe jest życie kurczaków, zanim otrzymają znak jakości QAFP i trafią do sklepów ;) Dalsza część programu była już znacznie ciekawsza. Szef restauracji i przewodniczący konkursowego jury, Mirek Drewniak, przygotował nam kilka dań z woka. Zwłaszcza indyk w mleku kokosowym trafił dokładnie w mój gust. Później my mogliśmy zabawić się w improwizację z przygotowanych azjatyckich składników. Wyszedł mi naprawdę pyszny kurczak, w sosie imbirowo-limonkowym, z mleczkiem kokosowym, makaronem i warzywami. Zebrał pochwały nie tylko obserwatorów, ale i jurorów. Niestety, w samym konkursie nie poszło mi już tak dobrze, ale o tym później ;)
Później zajadaliśmy się sushi z kurczakiem, a właściwie wariacją w temacie sushi.. Delikatnie mówiąc, miałam bardzo mieszane uczucia co do tego pomysłu, ale ryżowe rolki z chrupiącym kurczakiem w środku szturmem zdobyły serca moich kubków smakowych. I nie tylko moich, bo każda porcja znikała w sekundę.
Wieczór zakończyliśmy wspólną kolacją, której wydawanie podglądałam w kuchni. Jednak zgrany zespół profesjonalistów to podstawa dobrze funkcjonującej restauracji.
fot. BlogerChef |
fot. BlogerChef |
fot. BlogerChef |
DZIEŃ DRUGI
Poszłyśmy spać za późno, wstałyśmy za wcześnie, a na dodatek złamał mi się mój pomalowany hybrydowo na cudny róż pazurek - i już wiedziałam, że to nie będzie najlepszy dzień. Choć bardzo nie chciałam, zostałam wylosowana też do gotowania na samym początku, a test wiedzy o kuchni azjatyckiej był nieco trudniejszy niż się spodziewałam. Po teście czas na gotowanie. Niestety - tofu zamiast do grillowania, dostałam w formie nieapetycznej brei przypominającej "pasztet podlaski" i musiałam z niego zrezygnować. Zabrakło też groszku cukrowego, przez co Gado-gado była nieco wybrakowana. Ale to i tak nic by nie zmieniło, bo w wirze gotowania z moim zespołem, na śmierć zapomniałam o zamarynowaniu kurczaka do Nasi goreng, i w smaku był żadną przyprawą niezmącony, czyste umami ;) Także już wiedziałam, że szanse na zwycięstwo przepadły. Ale gotując z pozostałymi zespołami bawiłam się świetnie. W szczególności spodobał mi się przepis na przystawkę Bartka, lekkie i świeże przekąski z łososia i ogórka. No i dania Gosi, która wygrała V półfinał zdecydowanie zasłużenie- na pewno spróbuję odtworzyć w domu jej deser :)
Po konkursie czekał na nas pyszny lunch i degustacja win. Naprawdę smacznych win. I chyba pierwszy raz nie przysypiałam na spotkaniu z sommelierem Zamiast powtarzać wyklepane na pamięć charakterystyki szczepów opowiedział nam kilka wciągających ciekawostek. Wiedzieliście jak produkuje się szampany?! Koniecznie muszę kiedyś pojechać na wycieczkę do któregoś z domów szampańskich, aby obejrzeć ten proces na własne oczy! Na pożegnanie próbowaliśmy jeszcze owocowo-warzywnych "ziuwaksów". Podróż powrotna - z przystankiem w Katowicach na seans Iron Men 3 ;) - była równie męcząca i zaskakująca - z Bielska Białej jechałyśmy z oddziałem antyterrorystów i radosną grupką kibiców...
Plecy bolą, stopy odpadają, ale warto było się pomęczyć. Poznałam naprawdę fajnych ludzi, dowiedziałam się wielu rzeczy, które na pewno mi się w przyszłości przydadzą no i wyposażyłam tatę w dożywotni zapas folii aluminiowej od jana niezbędnego, jednego ze sponsorów ;) To był udany weekend
Świetna relacja :) Bardzo przyjemnie się czytało! Musiało być świetnie! Piękna przygoda!
OdpowiedzUsuńW Bielsku-Białej! Ale fajnie, to naprawdę ładne miasto :-)
OdpowiedzUsuńfajnie opisałaś:)a twój groszek cukrowy by godzinę później na stole, nawet się pytałam do kogo należy.
OdpowiedzUsuńO masz :( A na pewno groszek? Bo ja zamiast groszku, który okazał się nie do zdobycia dostałam fasolę mamut ;)
UsuńNa IV półfinale też były zawirowania ze składnikami, trochę chęci organizatorów i dopracują to na następny raz :)
UsuńŚwietna relacja. miło było Cię poznać i pogotować wspólnie. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło było Cię poznać!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń