wtorek, 25 czerwca 2013

Fiesta Mexicana w Rzeszowie

W miniony weekend wybrałam się do Rzeszowa, na zaproszenie Gosi z restauracji LOFT, która mieści się tuż obok tamtejszej galerii Millenium hall. Dotarłam po 12 godzinach w moim ukochanych najukochańszym PKP, które jest już tak luksusowe, że do biletu dorzuca saunę gratis ;) Ale warto było się pomęczyć.   Restauracja jest urządzona bardzo w moim stylu - nowoczesne, jasne lecz nie chłodne wnętrze z prostymi elementami dekoracyjnymi, w sam raz na kolację ze znajomymi lub biznes lunch. Razem z Gosią przygotowałyśmy specjalne, weekendowe meksykańskie menu, które przygotowałam razem z ekipą LOFTu. Było oczywiście tacos i chili con carne, burrito ze spora dawką jalapeno  i fajita, no i desery, które zrobiły furorę - mus czekoladowy z nutką chili i pomarańczowo-waniliowy flan. Powiem krótko - zakochałam się! Zakochałam się w pracy w kuchni - było jak w serialach: mimo, że jest zapieprz (wybaczcie, ale do tego co się dzieje kiedy jest full gości łagodniejsze określenia nie pasują) to wszyscy żartują, leci muzyczka, ktoś podśpiewuje pod nosem, ktoś się giba radośnie mieszając w kociołku. Wiem, że na pewno nie zawsze jest tak wesoło,  wręcz filmowo, ale szef kuchni - Mariusz Nazimek, ma naprawdę fajny zespół, z którym praca to sama radość. Pod koniec dnia stopy odpadają z bólu a ze zmęczenia padasz na ryjek, ale, paradoksalnie, ten weekend naładował mnie ogromną dawką pozytywnej energii. 





















A sam Rzeszów? To chyba takie typowe polskie miasto - bardzo ładna starówka z kilkoma ciekawymi zabytkami, i niestety - poza może jedną restauracją - samymi kebabami i pizzeriami. Kilka galerii handlowych, dużo zieleni, i naprawdę pozytywni ludzie, zwłaszcza kilka mieszkanek Trzebowniska, którym stokrotnie dziękuję za gościnę. No i kilka "smaczków" - sygnalizacja, która podpowiada za ile sekund zmieni się światło, kwieciste kosze na śmieci, galeria handlowa "Ameryka" i oczywiście pomnik zwany "wielką pipą", z wiadomych przyczyn ;)


















Ps. Załapałam się też na Galicyjski festiwal win, dzięki któremu odkryłam niesamowite wina z winnic...polskich! Bo okazuje się, że robimy naprawdę wspaniałe wina! Ale o tym więcej opowiem Wam jutro - będzie pean ku czci naszych rodzimych winiarzy ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz