Po Jednodniowej Restauracji przyszedł czas na kolejny event - Wielkie Żarcie na Tratwie! Tym razem z kolegą Valem z bloga Twardy Szparag gotowaliśmy nad brzegiem zalewu w Supraślu, a goście jedli na tratwie po tym zalewie dryfującej! Na pomysł takiej zabawy wpadł Wojtek, właściciel owej jednostki pływającej ;)
Wyszło bajecznie! Zalew i jego otoczenie jest przepiękne, dania wyszły nam wspaniale a śmiechy naszych gości, pałaszujących smakołyki na tratwie niosły się daleko po wodzie.
Przygotowania zajęły prawie dwa dni. Dogadanie terminów, zakupy, przygotowanie produktów...ale wszystko poszło sprawnie. Tak jak ustalanie menu. Tym razem postawiliśmy na "porcje degustacyjne". Tak więc każdy gość tratwy mógł spróbować przygotowanych przeze mnie w 100% domowych hamburgerów z rukolą i serem gorgonzola , kurczaka w glazurze z brązowego cukru z tymiankiem, faszerowanych czerwonych cebulek po landyjsku i kruchych tarteletek z kremem patissiere i owocami. Val natomiast przygotował genialną zupę z pieczonego czosnku, "pstrąga na piasku" - pyszności!, sałatkę z krewetek i ananasa, oraz karmelizowane, ogniste banany. Wszystko to przygotowaliśmy oczywiście na grillu ustawianym na brzegu zalewu, z czego Pan Rybak nie był zbytnio zadowolony ;)
Choć stworzyliśmy dobry zespół, to bez stresów się nie obeszło. Na szczęście powodem tego nie były nasze niedociągnięcia, a pogoda. Od rana lało...Goście zaczęli rozważać rezygnację z rezerwacji a w mojej głowie pojawił się cień myśli "co ja zrobię z całym tym jedzeniem?!". Jednak jak na zamówienie chmury zniknęły i na nasze tratwowanie i podjadanie pogoda była cudowna. Goście wszystkich trzech "rejsów"- poza jednym panem, znawcą dziedzin życia wszelakich - byli zachwyceni. I daniami, i pomysłem na pływającą restaurację. A od Pań z pracowni rękodzieła Konopielka dostaliśmy nawet mały prezencik - dwie piękne, ręcznie robione dyńki!
Tym razem bez większych strat - jedno dotkliwe ugryzienie osy, jedno delikatnie zacięcie w paluszek, jedna babeczka skradziona przez psa, dwóch szczęśliwych, nakarmionych flisaków i jedne bolące plecy - na szczęście nie moje ;) Koniecznie musimy to powtórzyć!
Aj jakie smakowitości. Ja myślałam, że to będzie jakieś skromne jedzenie, takie piknikowe, a tu się okazuje, że to kolacja jak z najlepszej restauracji. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńByło świetnie! dziękuję za wszystkie smakowitości, fantastyczny nastrój i życzę więcej równie trafionych pomysłów :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że się Wam podobało :)
UsuńWOW! WOW! WOW!!! Na taką kolację mogłabym z drugiego końca Polski przybyć!:D Gratuluję pomysłu:)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem na pewno Cię poinformuję, i nawet zorganizuje nocleg na moim końcu polski ;)
UsuńCoś takiego trzeba w życiu przeżyć choć raz! Atmosfera, jedzenie, pogoda -wszystko się spisało! Coś niesamowitego ! -Kobiecemysli.pl
OdpowiedzUsuńI tak mi mów! ;)
UsuńJeszcze raz dziekuję!
OdpowiedzUsuńZachwycam się każdym Twoim nowym pomysłem :)... Kolacja na tratwie- kolejne szaleństwo! Gratuluję pomysłu i tego, że wszystko tak idealnie wyszło!
OdpowiedzUsuńIdealnie to może nie, ale nabieram wprawy ;)
UsuńByłam, jadłam, i potwierdzam, że było pysznie i fantastycznie. Coś zupełnie niezapomnianego i jedzenie pięciogwiazdkowe. Serdeczne dzięki - Ola Kopacz
OdpowiedzUsuń