poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sztuki & Sztuczki

W Sztukach i Sztuczkach byłam już kiedyś, ale na szalonej nocnej imprezie, i miejsce to, choć pozostawiło genialne wspomnienia, nie kojarzyło mi się z restauracja w ogóle. Byłam lekko zaskoczona informacją, że nim rozkręci się nocne życie, Sztuczki to restauracja właśnie. I przez to też miałam raczej niskie oczekiwania - dotychczas nie trafiłam jeszcze na udane połączenie klubu nocnego z restauracją. Takie miejsce zazwyczaj są przyzwoitymi klubami, jednak z naprawdę kiepską kuchnią. W Sztuczkach przekonałam się, że da się to połączyć, i to w wielkim stylu! Choć od mojej wizyty w tym lokalu minęło już kilka dni, nadal pozostaję pod ogromnym wrażeniem. Tym bardziej, że przy tej wizycie kelnerka nie do końca "ogarnęła", że jestem tam w ramach akcji Blogerzy Smakują, prowadzonej przez portal Uroda i Zdrowie, także byłam traktowana jak całkiem zwyczajny gość.


Sztuczki mieszczą się w podwórku jednej z kamienic ścisłego centrum Warszawy, można się do nich dostać również "od kuchni", przez podwórko kamienicy sąsiedniej, pełne murali i klimatycznych gadżetów. Lokal jest przestronny i bardzo przypomina mi knajpki krakowskie - jest położony na "niższym parterze" dzięki czemu jest pełen typowych dla piwnic zakamarków, korytarzy, sal mniejszych i większych, a sufit pokrywa czerwona cegła. Ucieszyłam się jak małe dziecko widzące górę prezentów pod choinką, kiedy w jednym z zakamarków restauracji odkryłam otwartą kuchnię. Z moich doświadczeń wynika, że to zapowiedź wspaniałej uczty. Kuchnia, która nie wstydzi się umiejętności swojego kucharza i produktów, jakich używa, jest niemal gwarantem  smacznych i świeżych potraw. A do tego możliwość obserwowania szefa przy pracy i wyciągnięcia z niego kilku zawodowych sekretów - to właśnie to co lubię najbardziej.


LUKASZ SOKOL/IMAGINE PHOTOS
LUKASZ SOKOL/IMAGINE PHOTOS





Kolejnym ogromnym plusem jest menu - proste, krótkie, bo mieszczące się na jednej kartce, lecz jednocześnie dające wybór między mięsem, podrobami, rybą, owocami morza i daniami wegetariańskimi. Ktoś mógłby powiedzieć, że "lipa", że nie ma wyboru itp. bo przywykliśmy do knajp w których menu to pokaźnych rozmiarów książka. Ale pomyślcie logicznie - jeśli restauracja ma w karcie 100 pozycji, to wręcz niemożliwe, by wszystko było przygotowywane ze świeżych produktów, a wielce prawdopodobne że całe danie było przygotowane wieki temu i wpakowane do zamrażary. Właśnie dlatego krótkie menu = dobre menu ;) Dodatkowo restauracja proponuje, każdego dnia inne, menu lunchowe. Ceny dań z regularnej karty są typowe dla ścisłego centrum Warszawy, tak pomiędzy 10 a 75zł. Ale za to propozycje lunchowe są baaardzo tanie - za niecałe 30zł dostajecie napój, zupę i genialne danie główne.

NA POCZĄTEK


Kremowa zupa z zielonego groszku i mięty, z menu lunchowego. Wpisała się w TOP 3 najlepszych zup, jakie jadłam! Idealna konsystencja, bajeczny kolor, wyraźna nuta mięty, a do tego cudownie chrupiący chips z boczku. No nawet gdybym chciała, to nie mam się do czego przyczepić. Pozostaje kupić wór groszku, pęczek mięty, i spróbować odtworzyć ideał w domu...

DANIE GŁÓWNE


Tu spróbowaliśmy dwóch różnych dań. Tagliaty di manzo, czyli wspaniale usmażonego wołowego rostbefu, z rukolą, sosem balsamicznym i płatkami parmezanu. Co tu dużo mówić - właśnie tak to danie powinno wyglądać. Drugiej "sztuczce" poświęcę więcej czasu. Wyobraźcie sobie wątróbkę z cebulą i ziemniakami. A teraz zapomnijcie o tym, jak ten klasyczny zestaw powinien wyglądać. Wyobraźcie sobie kremowe pure ziemniaczane wymieszane z chrupiącą kosteczką z boczku (wzbogaca smak, nie dodając zbędnego tłuszczu), z którego uformowano "ciastko" o chrupiącej skórce, i aksamitnym wnętrzu. Na tym ciastku, idealnie usmażony kawałek delikatnej cielęcej wątróbki, z krążkami cebuli podsmażonymi na patelni "po wątróbce" i deglasowanymi białym winem. Wszystko skropione świeżym w smaku sosem, z wyczuwalną nutą cytryny, kaparów i ziół (coś na kształt salsa verde), który podnosi smak dania na zupełnie inny poziom. Od dziś wątróbkę z cebulą jem tylko tak!



DESER


Postawiliśmy na deser z menu lunchowego - sernik z białej czekolady. Przyniesiono go nam dokładnie w momencie, kiedy rozprawialiśmy o zaletach naszej ukochanej przekąski - suszonego mango z Filipin. I cóż się okazało - sernik podano na musie z mango! No jakby ktoś czytał mi w myślach ;) Mus - mistrzostwo! Sernik był lekki i puszysty, o wyrazistym smaku białej czekolady. Do tego pyszna kawa, i aromatyczna zielona herbata.



Jak już wspomniałam, kelnerka nie do końca była świadoma, że mam napisać recenzję ;) Mimo to była bardzo miła, ale jednocześnie profesjonalna. Pojawiała się zawsze, kiedy była potrzebna, potrafiła doradzić, wiedziała z czego dokładnie składają się dania - w skrócie, wszystko to, czego oczekuję od kelnerki. No i muszę wspomnieć o wesołym szefie kuchni, z którym udało mi się uciąć krótką pogawędkę. W ogóle uważam, że kucharze, to najlepszy "gatunek" ludzi ;)


Wiem, ta recenzja może się Wam wydać aż zbyt pozytywna, ale mówię szczerze: POLECAM!!!


ul. Szpitalna 6 i 8A
Warszawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz