Za mną kolejne spotkanie z kuchnią meksykańską. tym razem na warsztaty kulinarne, które poprowadziła trenerka kuchni meksykańskiej, Isabel Balderas, zaprosił mnie Radisson Blu Hotel w Krakowie, w którym Isabel i kuchnia meksykańska będą gościli przez cały marzec! Zabrałam więc kuzynkę Gosię, jako "nadwornego fotografa" i stawiłyśmy się na miejscu o wyznaczonej porze. Muszę przyznać, że po tym wieczorze, czuje się nie tylko bogatszym w nowe doświadczenia, ale tez bardzo dopieszczonym blogerem ;) Od wejścia witały nas uśmiechnięte buźki i pyszne, pikantne drinki ozdobione papryczką. Po chwili oczekiwania, dowodzenie przejął szef hotelowej kuchni Stanisław Bobowski, z piękna Isabel u boku. Słuchanie o kuchni meksykańskiej, jej charakterystyce, różnorodności i zasadach od rodowitych Meksykanów - oprócz Isabel towarzyszył nam też Ivan Garcia - to niesamowite doświadczenie. A słuchanie tych historii w tak wesołym towarzystwie, jak te, które zaproszono na warsztaty to przepis na wieczór idealny! Z dziewczynami z pisma Lounge, oraz blogerami prowadzącymi między innymi Degusto, A bite to eate, Kocurek w kuchni oraz Kraina rozkoszy podniebienia (wybaczcie, że nie wszystkich wymieniłam - skleroza nie boli) zajadaliśmy się w zachwycie NAJLEPSZYMI JAKIE W ŻYCIU JADŁAM! nachos, popijając wspaniałe wino, w miedzy czasie próbując coś upichcić ;)
Menu tego wieczory otworzyły testadas de tinga, czyli chrupiące placuszki z pikantnym kurczakiem doprawionym pastą z papryczek chipotle, podane z gęstą kwaśną śmietaną oraz guacamole. Z przyjemnością cała się ubabrałam tą przystawką! Danie główne, enmoladas, to kwintesencja smaków Meksyku. Zaskakujące połączenie gorzkiej czekolady i różnych ostrych papryczek w paście mole poblano, z której powstal wspaniały, gęsty i aromatyczny sos do kurczaka zawiniętego w kukurydziane tortille. Przyjemny kontrast stanowił dodatek z lekko słonego, białego sera.
Był też deser...Ach! Ten deser! Choco flan, czyli tradycyjny flan połączony z czekoladowym ciastem, to strzał w dziesiątkę. Nie jest zbyt słodki, smaki i rożne tekstury warstw wspaniale się łączą, zbliżając się do perfekcji. Ponoć w Meksyku ten deser nazywany jest ciastkiem voo doo, bo rzeczywiście potrafi magiczną sztuczkę! Kiedy przygotowujemy je do pieczenia, ciasto czekoladowe układamy na spodzie, i zalewamy je jasną masą. W czasie pieczenia warstwy w cudowny sposób zamieniają się miejscami! Ten przepis na pewno już niedługo wypróbuję w domu i podzielę się nim z Wami na blogu. Jeśli oczywiście uda mi się ta magiczna sztuczka ;)
To był naprawdę świetny wieczór! I cieszę się, że miałyśmy okazję się poznać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie :)
Usuńco za uczta, tylko pozazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńBombowy wpis. Dzięki.
OdpowiedzUsuń