Rok temu wzięłam udział w V półfinale pierwszej edycji konkursu BlogerChef. Konkursowe gotowanie i pozostałe atrakcje odbywały się w restauracji Dworek New Restaurant, której szefuje przewodniczący jury - Mirek Drewniak. Konkursowy weekend był wspaniały, pełen wrażeń, ciekawych przepisów, nowych przyjaciół... a jednocześnie zakończony spektakularną porażką: dania bez soli, bez smaku, generalnie w 100% nie tak ;)
W tym roku, przyznaję, do udziału w półfinale BlogerChefa - znów piątym - nakłoniło mnie zdjęcie cudownego hotelu, w którym miał się odbyć konkurs. I dzięki ci boziu za moje krnąbrne usposobienie i pragnienie pławienia się w luksusach SPA hotelu Zamek w Lublińcu, bo wygrałam ten półfinał!
DZIEŃ PIERWSZY
Po długiej i cholernie mokrej podróży do celu, oczywiście nie pozbawionej przygód, dotarłyśmy (ja, i mój wierny kibic/fotograf/najlepsza przyjaciółka - Bogu) do celu. Zamek w Lublińcu zachwyca w ogóle, ale też w każdym detalu. Wystrój sal, pokoi, spa, jest w najdrobniejszych szczegółach dopracowany. Zachowano klimatyczne elementy dawnego wystroju, jak choćby piękna czerwoną cegłę i oryginalne sklepienia, łącząc je z nowoczesnymi rozwiązaniami i przyciągającymi wzrok obrazami właścicielki hotelu.
Po zameldowaniu, od razu wciągnął nas wir gotowania i pokazów przygotowanych przez hotelowego szefa kuchni. Naoglądałam się w tv jak to wspaniale i modnie i profesjonalnie jest wędzić najróżniejsze produkty. To też bardzo byłam ciekawa ich smaku, aromatu jakiego nabierają w zależności od rodzaju dymu... I wiecie co? TO JEST OHYDNE! Owoców i warzyw nie powinno się wędzić, mają posmak "pożaru" czy "mokrego ogniska". No po prostu nie, i kropka. Wędzenie zostawiam szynce, kiełbaskom, rybom itd.
Ciekły azot w kuchni też zawsze był pociągający, tu jednak rozczarowania nie było - takie mrożenie jest nie tylko szalenie efektowne, ale daje ciekawe efekty. Choćby zmrożony sok z porzeczki staje się sorbetem o tak aksamitnej konsystencji, jakiej nie sposób uzyskać w żaden inny sposób.
Po pokazach przyszedł czas na kolację, a tym samym na największe "rozczarowanie" całego weekendu - przez cały pobyt nie dostaliśmy mięsa! Taki to miał być weekend pod hasłem FIT. Osobiście czuję się oburzona i dotknięta, i po powrocie musiałam nadrobić braki wołowiny we krwi soczystym burgerem ;) Co nie zmienia faktu, że dania które zaserwowano nam na powitalnej kolacji były wyborne, a zupa porowa podbiła moje serce. Po kolacji przeszliśmy do kolejnego miłego punktu programu - degustacji cudownych win wyselekcjonowanych przez Winnicę Fronton A po winie zasłużony odpoczynek.
DZIEŃ DRUGI
Biorąc pod uwagę degustację win dnia poprzedniego, poranek nie był tak lekki, jak być powinien. Wczesna pobudka, szybkie śniadanie i już byliśmy gotowi do konkursowych zmagań. Tym razem los się ulitował i nie wylosowałam gotowania w pierwszej rundzie, a dodatkowo przypadła mi naprawdę obiecująca ekipa. Ale żeby nie było zbyt różowo, w między czasie utopiłam mojego nowego superwypasionego smartfona w kibelku - taka to już sprawiedliwość na tym świecie, żeby nigdy nie było za dobrze ;)
Gotowałam jako trzecia, więc byłam już "rozgrzana", ale jeszcze nie padnięta. Moja drużyna z obiecującej przerodziła się w idealną. Wszystko poszło zgodnie z planem, i moje dania - steki z selera w serowym koszyczku oraz łososia z sosem z kiszonych ogórków wydaliśmy nawet przed czasem. Po zeszłorocznych ocenach do stolika jurorów szłam bez większych nadziei, raczej rozbawiona wizją kolejnego łajania. A tu taka niespodzianka! Sos do przystawki zachwycił jurorów, a Mirek, choć bardzo się starał, nie znalazł w daniu błędu, do którego można się przyczepić. Łososia udało mi się nie przegotować, i tu po raz kolejny sos zrobił swoje. Połączenie ryby z sosem z kiszonych ogórków tak przypadło do gustu, że przewodniczący jury odmówił oddania talerza, i wpałaszował wszystko. A ja tylko siedziałam i się głupkowato śmiałam. "Gdybyśmy dawali szkolne oceny, przystawka na 6, łosoś na 5." No to już wiedziałam, że będzie dobrze. Ale, że aż tak? Kiedy przyszło do ogłaszania wyników, okazało się, że nie tylko wygrałam, ale pozostałych uczestników zostawiłam daleko w tyle, zdobywając najwyższą punktację w całym konkursie - 1251/1400 :D A cieszyłam się jeszcze bardziej, bo drugie miejsce zdobyła Elwira, również dziewczyna z podlasia :)
DO WIDZENIA, DO ZOBACZENIA
Z Lublińca wyjechałyśmy obładowane nagrodami i prezentami od sponsorów. Zmęczone, ale bardzo zadowolone. Po głębszym zastanowieniu, nie ciesze się już tak bardzo z wysokiego wyniku - bo jak to teraz poprawić...;)
I tylko przykro, że znalazła się osoba, która nie potrafiła potraktować Blogerchefa jak fajną zabawę i cieszyć się z możliwości spędzenia tak fajnego weekendu, a wolała sączyć po kątach zawistne, pełne zazdrości komentarze...tej osoby mi żal. Całej reszcie, zwłaszcza Kasi, Anecie i Pawłowi - mojemu DREAM TEAM bardzo bardzo dziękuję za pomoc, Ciesze się że mogłam Was wszystkich poznać. Mam nadzieję, że zobaczymy się w lipcu :)
Ps. Na ten pełen wrażeń weekend dostałyśmy do zabawy tablet Sony. Cóż więc mogłyśmy z nim zrobić, jeśli nie supermodne super durnowate "selfie" w hurtowych ilościach ;)
Ps. Na ten pełen wrażeń weekend dostałyśmy do zabawy tablet Sony. Cóż więc mogłyśmy z nim zrobić, jeśli nie supermodne super durnowate "selfie" w hurtowych ilościach ;)
Super recenzja! Pozdrawiam gorąco! Oj zostawiłaś nas w tyle, ja miałam 1140 pt. Więc jeszcze raz szczere gratulacje!
OdpowiedzUsuńJoanno poproszę przepis na sos z ogórków, gratuluje :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Przepisik już jest na blogu:
Usuńhttp://na4widelce.blogspot.com/2013/11/sos-z-kiszonych-ogorkow.html
Gratulacje! :D
OdpowiedzUsuńGratulacje Asiu :) to teraz zostaje Ci wygrać finał :D
OdpowiedzUsuńKtóż to taki sączył jad? :P
Wszyscy się słusznie domyślają ;)
UsuńPerfekcyjna recenzja!
OdpowiedzUsuńGratulacje Asia, super!
OdpowiedzUsuńbędą jeszcze jakieś spotkania klubu kolacyjnego? :)
OdpowiedzUsuńOczywiście! Ostatnio byłam koszmarnie zajęta, ale wychodzę na prostą i w sierpniu zaproszę Was po raz kolejny na kolację na tratwie! :)
Usuń