środa, 23 maja 2012

Czebureki tatarskie

Dziś mała recenzja restauracyjna i zarazem zapowiedź. Supraśl, moja rodzinna miejscowość, leży niedaleko wiosek tatarskich - Kruszynian i Bohonik, gdzie w prawdziwej tatarskiej jurcie można spróbować ich tradycyjnych przysmaków. Od niedawna tatarską restaurację mamy też w Supraślu. Odwiedziłam więc "Przysmaki tatarskie".  Dziś krótko o kilku daniach dosłownie, gdyż za dwa tygodnie będę brała udział w warsztatach kulinarnych kuchni tatarskiej właśnie. Mam nadzieje, że opanuję sztukę przygotowywania tych smakołyków, bo są naprawdę niebiańsko dobre. A jak się nauczę, to oczywiście przekaże wam tę tajemną wiedzę.


Więc przede wszystkim czebureki rodem z Krymu. Tam sa sprzedawane w budkach, jak u nas zapiekanki - jak ja im zazdroszczę... To duże pierogo-placki, z baaardzo cienkiego ciasta, smażone na głębokim tłuszczu. W środku mają mięsny, wołowy farsz, ale nie są nim tak mocno "napakowane" jak zwykłe pierogi. Farszu jest mniej, ale za to towarzyszy mu przepyszny powstały w czasie smażenia rosołek. Dzięki temu wnętrze długo pozostaje niesamowicie gorące - stąd moje dziwne miny - bo było tak dobre, że nie potrafiłam poczekać, aż ostygnie ;) Nie mogę się też doczekać, kiedy będę mogła wam powiedzieć, jak je przygotować.






Czebureki już znałam (choć tak dobrych nie jadłam), za to odkryłam tatarski napój o nazwie "syta". Jest to rodzaj miodowo-cytrynowej lemoniady. Wspaniale orzeźwia i nie jest tak słodki, jak się spodziewałam, jednak miodek czuć bardzo wyraźnie. A na drogę dostałam "halwe" - nie mylić z chałwą. To deser z miodu, masła i mąki. Intrygujący w smaku. Jednak maślano-miodowa słodycz jest zbyt mdła żeby zjeść tego więcej niż kawałeczek.



Podsumowując - pyszne, proste dania kuchni tatarskiej przygotowane przez tatarską gospodynię, w prostym ładnym wnętrzu i bardzo niskiej cenie. Polecam wszystkim smakoszom!
„Przysmaki Tatarskie"
16-030 Supraśl,
ul. Cieliczańska 1
(Lokal mieści się w budynku Centrum Kultury i Rekreacji)

10 komentarzy:

  1. Się jadło cieburieki na Krymie :) A robią w tej restauracji samsy? Takie trójkątne pieczone pierogi z wołowiną i cebulką? Tym najczęściej handlowały Tatarki, a jakoś nikt o tym, nie wspomina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tego w menu nie ma....ale za to są kołduny, sebzeli, dżantyk, almałyk i kobate :D

      Usuń
  2. Czebureki jadłam u Karaimów. Wyglądały odrobinę inaczej, ale główne zasady były te same - muszę koniecznie spróbować tych w Supraślu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie jadłam! fajnie że dodajesz takie posty - znowu się czegoś dowiedziałam a jak będę w Twoich okolicach to już wiem gdzie zawitam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę

    Na ciasto:

    250 ml zimnej wody
    1 jajko
    2 łyżki wódka
    3 łyżki oliwy z oliwek (można zastąpić zwykłym olejem)
    4,5 szklanki mąki (mniej więcej)
    1/2 łyżeczki sól


    Nadzienie:

    600 g mięsa mielonego (można mieszane)
    2 duże cebule (cebulę lepiej nie oszczędzać - im więcej tym bardziej soczyste i aromatyczne nadzienie)
    2 ząbki czosnku
    pietruszka i koperk
    sól i pieprz do smaku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! przepis w teorii znam (na ciasto chyba bez jajka), ale jednak co technika mistrzyni to technika mistrzyni ;) Dlatego czekam niecierpliwie na warsztaty kuchni tatarskiej za niecałe dwa tygodnie :D

      Usuń
  5. znam i robie ale twoj przepis sie rozni od mojego wiec chetnie dla odmiany wyprobuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieburieki są wspaniałe. Najlepiej, jak podczas smażenia tworzący się w nich rosołek nie wycieknie przez źle sklejone ciasto do tłuszczu. Strasznie wtedy strzela ten tłuszcz, a i cieburieki są nie najlepsze wówczas. Dlatego najważniejsze jest umiejętne sklejenie brzegów pieroga. Wiele osób mówi, że spotkało się z cieburiekami na krymie. To prawda, bo to tatarskie danie. Ale za sojuza było mocno rozpowszechnione po całym Związku Radzieckim. Ja pierwszy raz spotkałem cieburieki w Ułan Ude na syberii w Buriacji. Są popularne też w Moskwie, Kijowie, a nawet w Gruzji czy w Abchazji. Pamiętam, że sprzedawano je z takich wózków i pakowano w gazetę. Nie były chrupiące bo leżały jeden na drugim, ale i tak były pyszne. A zazwyczaj gdzieś w pobliżu stała taka mała, żółta cysterna z kwasem chlebowym, a zatem zawsze było czym to pyszne danie popić. Inna sprawa, że w tych cysternach z kwasem pływały różne rzeczy nie znane nawet w tablicy Mendelejewa. Kiedyś w Kiszyniowie byłem światkie, jak taka cysterna pękła sama z siebie. Wylał się z niej wówczas okropny szlam z robalami. Przestałem wtedy pić kwas kupowany na ulicy. Ale sentyment został..... pozdrawiam wszystkich. Marek, skva@wp.pl, maskva.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Marku dziękujemy za fajna opowieść ;) pozdrawiamy i czekamy na więcej wesołych historii.

      Usuń