Czyli pierwsi goście w klubie kolacyjnym. Pierwsza kolacja, po której jestem już w pełni przekonana, że Na cztery widelce w takiej właśnie formie, to strzał w dziesiątkę. Kolacja inspirowana kuchnia włoską, kuchnia włoska inspirowana wiosenną tęsknotą za słońcem. I wyszło po włosku - smacznie, głośno i radośnie. Nie zawiodły nie tylko nowe przepisy, ale przede wszystkim goście. Zaproszone przyjaciołki z podstawówki - bożee...podstawówka! kiedy to było?! - przyprowadziły koleżanki z pracy. I jakoś tak się złożyło, że złożyło się z nas całkiem kolorowe towarzystwo.
Możliwośc poznawania nowych ludzi, poznawania historii ich życia, to jedne z najwspanialszych przeżyć, jakich możemy doświadczać. I tak wczoraj w tygielku babskich pogaduszek wylądował olej kokosowy - do włosów i smażenia (?), kuzyn boskiego Enrique, faceci zdobyci (lub nie do końca) dzięki popisom kulinarnym, hiacynt, ktory otrzymał imię Krokus (będzie stał obok doniczki z wiecznie zielonym Wojtusiem), lekcje salsy i plany założenia rodziny w małej afrykańskiej wsi Maputo. I mogę wymieniać jeszcze długo...
Ale wróćmy do kuchni. Na czterech widelcach moich gości, moim piątym, i szóstym - siostrzyczki, która zwęszyła ucztę, i postanowiła się do nas przyłączyć (oraz zawsze na posterunku w pobliżu stołu - psa i kota) pojawiła się moja popisowa zupa cebulowa, nowy wynalazek - pulpet z indyka i ricotty, a na deser wspomnienie wenecji - mus czekoladowy z owocami. Magda jest wegetarianką, więc dostała tartę szpinakową, na którą przepis pojawi się w tym tygodniu. A ja chyba wyleczę się z założenia, że nie ufam ludziom, którzy nie jedzą mięsa...choć to nadal dla mnie niepojęty fenomen ;)
Krem cebulowy sprawdza się zawsze. Prosty w wykonaniu, efektowny w podaniu i - jak się wczoraj przekonałam - odejmujący mowę po spróbowaniu. Smak jest intrygujący - wytrawny, a jednak słodkawy. Wspaniale kontrastuje z ostrym serem na grzankach. A wczoraj zaskakujących smaków było więcej - bagietkę zastąpiłam lekko słodkimi grzankami z ciasta chlebowego z dodatkiem marchewki i pestek dyni. Kontrastujace smaki wbrew pozorom potrafią niesamowicie współgrać!
KREM CEBULOWY Z GRZANKAMI
Składniki:
- 6 dużych cebul, 3 z nich mogą być cukrowe
- dwie łyżki masła
- szklanka bulionu warzywnego lub drobiowego
- szklanka białego półwytrawnego wina
- łyżka oliwy
- łyżka śmietany
- sól, pieprz, gałka muszkatołowa
- bagietka
- odrobina sera gorgonzola
Na roztopionym maśle z oliwą trzeba zeszklić pokrojoną
w piórka cebulę. Zalewamy ją bulionem i winem – płyn nie powinien w całości
zakrywać cebuli. Całość gotujemy około 30 minut. Po zdjęciu z ognia dodajemy
śmietanę i przyprawy i całość dokładnie miksujemy. Pokrojoną bagietkę skrapiamy
oliwa, układamy na wierzchu ser i tak przygotowane grzanki wkładamy do
piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Zapiekamy około 10 minut – aż ser się
ładnie rozpuści. Jeśli grzanki są duże
podajemy je na oddzielnym talerzyku, jeśli mniejsze, można je ułożyć na zupie.
Świetnym dodatkiem jest odrobina pietruszki lub koperku.
Dania głownego nie byłam do końca pewna. Nie smaku, ale wykonania - obawiałam się, że w czasie przekladania pulpeta na patelnie, z patelni, lub na patelni wszystko sie rozsypie...jednak szynka parmeńska okazała się świetnym materiałem "do zawijania". Wszystko pięknie sie trzymało, a jej ostrawy smak domykał danie.
Składniki:
- 250 g zmielonej piersi indyka (można zastąpić kurczakiem lub cielęciną)
- 250g sera ricotta
- 4 czubate łyżki parmezanu
- 2 żółtka
- 2 łyżki oliwy
- 1 łyżka masła
- 10 plastrów szynki parmeńskiej, lub innej długo dojrzewającej szynki w długich plastrach
- 50 ml białego półwytrawnego wina
- gałka muszkatołowa, sól, pieprz
- dla smakoszy – kilka listków szałwii
Mięso dokładnie mieszamy z serem rocotta, parmezanem,
żółtkami i przyprawami – moim zdaniem najwygodniej zrobić to rękoma. Na
pergaminie lub desce kuchennej układamy plastry szynki, tak by ich krawędzie
delikatnie na siebie zachodziły. Z serowo-mięsnej masy formujemy pulpet, który
układamy na szynce. Pulpet zawijamy w szynkę, sprawdzając, czy również na górze
jej plastry delikatnie się pokrywają.
Tak przygotowana „pieczeń” obsmażamy chwile z obu stron na maśle i
oliwie. Obsmażony pulpet układamy w brytfance, wlewamy do niej tłuszcz ze
smażenia a całość wstawiamy do
rozgrzanego do 180 stopni piekarnika. Jeśli lubicie smak szałwii, na pulpecie
można ułożyć kilka świeżych listków. Po 10 minutach do brytfanki wlewamy wino,
i pieczemy już pod przykryciem jeszcze 30 minut. Pulpet podałam z krokiecikami ziemniaczanymi i prostą sałatą z avocado i pomidorkami z sosem vinaigrette miodowo bazyliowym. Kilka propozycji na sosy sałatkowe już niedługo na blogu.
I na koniec, dla wielu - w tym mojej siostry - główny punkt wieczoru, deser! Zrobienie musu czekoladowego może się wydawać skomplikowane, jednak w rzeczywistości jest dziecinnie proste. Żeby wyszedł gładki i puszysty trzeba przestrzegać tylko jednej zasady– w czasie przygotowania należy używać wyłącznie drewnianych lub sylikonowych łyżek. Metal może sprawić, że „pianka” opadnie i stanie się płynna.
DESER WENECKI - MUS CZEKOLADOWY Z OWOCAMI
Składniki:
- tabliczka gorzkiej czekolady
- tabliczka białej czekolady
- 100g masła
- 6 jajek
- dwie czubate łyżki cukru pudru
- 6 ziaren kardamonu
- truskawki lub maliny
- mięta
Tabliczkę gorzkiej czekolady razem z 50g masła stawiamy w
rondelku na bardzo małym ogniu i czekamy aż dokładnie się rozpuści, cały czas
mieszając. Po zdjęciu z ognia dodajemy dwa żółtka, dokładnie mieszamy i
odstawiamy rondelek aby ostygł. W drugim naczyniu ubijamy z łyżką cukru pudru
białka z trzech jajek. 1/3 „sztywnej” piany dodajemy do masy czekoladowej w
rondelku i dokładnie łączymy. Po wymieszaniu, zawartość rondelka dodajemy do
pozostałej piany i delikatnie ale dokładnie mieszamy.
Tak powstały mus ląduje w
lodówce na minimum dwie godziny. Z białą czekoladą postępujemy dokładnie tak
samo. Ale do rozpuszczonej masy z 1/3 piany dodajemy zmielone nasionka z
sześciu ziaren kardamonu (jeśli mamy mielony kardamon – dwie szczypty). Biały
mus również wstawiamy do lodówki. Przed podaniem w salaterkach układamy ciemny
mus, na nim biały mus, wierzch ozdabiamy owocami i listkami mięty. Warstwy
czekoladowej pianki można przełożyć posiekanymi migdałami.
A po kolacji chwila dla paparazzi, lampki wina/filiżanki herbaty, oraz wielce intelektualnych rozrywek. Tym razem padło na "idiotę". Szalenie prosta gra towarzyska, która zawsze przynosi dużo radości. Zadając pytania, na które odpowiedź to TAK lub NIE, musisz odgadnąć jaką jesteś postacią, a imię tej postaci masz przyklejone na czole. Tak więc wczoraj na kolacji gościłam dwie Coco Chanel, Matkę Boska i Smerfetkę.
I tyle w temacie pierwszego spotkania klubu kolacyjnego Na cztery widelce. Goście twierdza, że było pysznie - mam nadzieję, że szczerze, a nie wyłącznie przez grzeczność. Ja nie mogę się już doczekać następnej kolacji. Jutro zaczynam więc obmyślać nowe menu dla całkiem nowych gości.
Bo wszystko co dobre, szybko się kończy...
Powyższa relacja to tylko cząstka atmosfery, jaką wczoraj wyczarowałyśmy. A tak naprawdę wyczarowała ją Asia swoją kuchnią i gościnnością. Pysznie się bawiłyśmy! Musicie wiedzieć, kolejni "kolacyjni", że pies Asi lubi kwiaty:)Relacja ze spotkania także ma moim blogu już wkrótce:)
OdpowiedzUsuńto była królewska uczta :) i najlepszy krem cebulowy na świecie :)
OdpowiedzUsuńZupa cebulowa - najlepsza zupa jaką jadłam!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz za zaproszenie i przemiły wieczór :)
Bogu
ach ja również się dołączam! :) do zachwytów i podziękowań
OdpowiedzUsuńMagda
O kolacji na blogach innych:
OdpowiedzUsuńhttp://zapachpoziomek.blogspot.com/
Zrobiłam dzisiaj krem cebulowy, z pewnością nie tak genialny jak Twój, ale muszę przyznać że wyszedł pyszny!
OdpowiedzUsuńAnia
Cieszę się, że smakował! :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie próbowałam się przekonać do cebuli (której skrajnie nie znoszę), próbując ją ukryć pod tą postacią. I muszę powiedzieć, że krem wyszedł obiektywnie świetny, ale się nie przekonałam. Dla mnie to niestety tak jakby jeść ludzkie mięso wiedząc, że jest ludzkim mięsem i widząc wcześniej zjadaną osobę przy życiu. Niemniej inni bardzo pochwalili. :)
OdpowiedzUsuńBardzo apetyczne to porównanie cebuli do ludzkiego mięsa...Nie mniej jednak cieszę się, że reszcie smakowało :)
OdpowiedzUsuń