piątek, 27 grudnia 2013

Bazylka wcina Szwecje

Ponad rok temu zainspirowana vlogiem Emmy eats, postanowiłam się zbawić w testera, i przygotowałam pierwszy wpis z serii Bazylka wcina ... - Bazylka wcina Filipiny. Opisałam kilka ciekawostek, jakie kuzyn przywiózł własnie z tego egzotycznego kraju. Koniecznie zajrzyjcie do tamtego postu, jeśli nie po to, by poczytać o Filipinach, to KONIECZNIE po to, żeby obejrzeć Emmy eats Poland - uśmiejecie się oglądając tę uroczą dziewczynę próbującą naszych słodyczy. A dziś na rozgrzewkę Emmy eats Sweden, czyli test szwedzkich słodyczy.



Ja za słodkościami nie przepadam, więc w "koszu rozmaitości", który ze Szwecji przywiozła mi siostra ze szwagrem, słodyczy nie było. Za to znalazłam w nim najróżniejsze alkohole i tradycyjne szwedzkie produkty. Zacznę od alkoholi - porównując ceny do polskich, szwedzkie alkohole są dość drogie, ponieważ mają dużo wyższą akcyzę. W normalnych sklepach można kupić jedynie bardzo słabe piwo, cała reszta dostępna jest jedynie w specjalnych sklepach monopolowych. Ja już wiem, że tamtejsze napoje  alkoholowe i nie tylko, zdecydowanie nie trafiają w mój gust, choć mają bardzo... ciekawe smaki.

GLOGG

Zaczniemy świątecznie - w Szwecji tradycyjnym zimowym napojem jest glogg, rodzaj grzańca. Produkuje go jakiś miliard szwedzkich firm, dętego można go spotkać w najróżniejszych wariantach smakowych. Na Wigilię próbowaliśmy glogg'a bezalkoholowego - ma smak tak jakby grzanego wina bez procentów, jednak mocno doprawionego najróżniejszymi przyprawami. Do tego jest bardzo słodki - na mój gust zdecydowanie zbyt słodki.

Dostałam też dwie buteleczki glogg'ów smakowych, już innej firmy. Jeden o aromacie lukrecji, drugi - kokosanki. Oba są obrzydliwie słodkie, choć smaki są bardzo ciekawe. Ale dla nich akurat znalazłam wspaniałe zastosowanie. Będę używała ich jako bazę do słodkich sosów, nasączenie do biszkoptów, czy choćby przyprawę do właściwego wytrawnego grzańca. Ogólnie glogg to ciekawy wynalazek, i sądzę że metodą prób i błędów znalazłabym taki, który mi odpowiada.




MINTTU black mint

Opakowanie jest przeurocze, taki śpiworek na alkohol, chroniący go przed nadmiernym ogrzaniem.  Smak tej wódki możecie bardzo łatwo odtworzyć w domu: weźcie miętowy płyn do płukania ust, dosypcie odrobinę cukru i sporo soli, wystarczy wymieszać i gotowe! No nie da się tego pić, automatycznie pojawia się w głowie chęć szybkiego wyplucia tej cieczy. Pachnie też dokładnie jak miętowa płukanka. No dziwne, baaardzo dziwne...


ST ERIKS RAUCHEBIER

O ile ta miętowa wódko-nalewka komuś mogłaby posmakować, to szczerze wątpię, by na świecie istniał człowiek, który dobrowolnie pija to piwo. Ma 5,5% i według opisu ma mieć wyczuwalne nuty dymne z Mackmyra Whisky ... Kojarzycie ten charakterystyczny zapach jaki unosi się w przychodniach? A teraz wyobraźcie sobie, że przychodnia spłonęła - to piwo pachnie i smakuje jak mokre zgliszcza o delikatnym "aromacie przychodni"!



ST ERIKS AMBER ALE

To samo piwo w wersji amber ale da się wypić, choć do najsmaczniejszych również nie należy. Ma 4.5% i jest warzone ze słodu karmelowego z dodatkiem trzech odmian amerykańskiego chmielu.


SWEDISH ELK BREW

No i co mam powiedzieć - mocne, jasne piwo, całkiem niespecjalne. Choć po tym "dymnym" wszystko wydaje się pyszniutkie ;) Za to rozkoszna, kolorowa etykieta z łosiem.


PISTONHEAD KUSTOM LAGER

To piwo jako jedyne mi smakowało, nie tak mocne, jasne, z fajnym posmakiem cytrusów, charakterystycznym (tak twierdzą koledzy) dla piw z dodatkiem amerykańskich odmian chmielu. Tylko ten design puszki zastanawia, choć całkiem ciekawie wygląda.


CIEKAWOSTKA

Ten napój mnie oczarował. Ktoś wpadł na szalony pomysł połączenia dwóch rzeczy, które wprost kocham - wina i torebek. Niestety, o ile torebka wyszła całkiem 'fancy', wino w niej ukryte - białe, francuskie chardonnay - jest bardzo słabiutki. Ale pomysł na 5+ 




KALLES ORIGINAL

Czas na przekąski do tego piwa ;) Zaczniemy od Kalles, jednego z najpopularniejszych produktów Szwecji - można go ponoć znaleźć w każdej lodówce. To pasta kawiorowa, słodka i słona za razem. Smak jest bardzo wyraźny, a połączenie słodko-słone niemal ostre, ale to zdecydowanie smak, do którego chętnie bym się przyzwyczaiła. Konsystencja jest gładka, z delikatnymi grudkami kawioru. 




SKARGARDS SILL

Nie trudno się domyślić, że Szwedzi pochłaniają całkiem sporo śledzi. Te są wersją najpopularniejszą - to śledzie w śmietanie, z dodatkiem kawioru. Smak delikatnie przypomina pastę Kalles, jest słodki i słony za razem. Kawior jest nie tylko widoczny, ale grudki są wyczuwalne na języku w trakcie jedzenia, co jest uczuciem dość dziwnym. Nie powiem, że te śledziki są niesmaczne, jednak z pewnością są specyficzne. Jest to smak, do którego chyba trzeba przywyknąć.




VITLOKSSILL

Kolejne śledziki których próbowałam, a są równie popularne - śledzie w sosie czosnkowo - śmietanowym. Nie potrafiłam sobie za bardzo wyobrazić, jak mogą smakować. A smakują wspaniale. Też mają ten charakterystyczny słodki posmaczek, jednak są zdecydowanie mniej słone, a smak śledzi wspaniale współgra z czosnkiem. To coś co i polakom bardzo by posmakowało.


KAWIOR

Dotarły do mnie też słoiczki z kawiorem, te jednak zostawiam sobie na jakąś specjalną okazję ;)




SVECIA

Twardy, dojrzewający ser o łagodnym charakterze - zdecydowany zwycięzca zestawienia! Ser jest po prostu pyszny. Ma wspaniałą konsystencję, typową dla serów dlugodojrzewających, i wyraźny choć niezbyt ostry smak. Jest też produktem regionalnym z zastrzeżonym unijnym znakiem. Jeśli znajdziecie go gdzieś w Polsce, koniecznie dajcie znać!




Na razie tyle o szwedzkich przysmakach, może za miesiąc lub dwa doczekam się kolejnej dostawy. A już niedługo przyjdzie paczka z Wielkiej Brytanii - co koniecznie powinnam "zamówić"?

1 komentarz: