niedziela, 29 grudnia 2013

W Nowy Rok bez kaca!

Przygotowałam dla Was zestawienie kilku fajnych propozycji na sylwestrową zabawę, które wcześniej już pojawiały się na blogu. Teraz wszystkie są tutaj, i żadna Wam, nie umknie. Ale zanim przekąski, coś znacznie ważniejszego - sztuka picia wódki! A właściwie sztuka zakąszania, o której cały artykuł swego czasu opublikował rosyjski dziennik Siewodnia. Ubawiłam się serdecznie to czytając, po czym w szerokim gronie znajomych przetestowałam. I wszyscy zgodnie twierdzimy - TO DZIAŁA!

Nie pijcie byle jak i pod cokolwiek, ale z finezją i honorem, jak ich przodkowie. I tak: między pierwszym a drugim kieliszkiem nie robimy przerwy, między trzecim a czwartym - niewielką.  To tak zwana szkoła proletariacka. Istnieje też druga szkoła, zwana drobnoburżuazyjną. Nakazuje ona zrobienie niedużej przerwy właśnie między pierwszym a drugim kieliszkiem (toastem).

Wszystko powinno narastać jak kaskada, a początkowi powinny towarzyszyć chłodne zakąski. Wstępne akordy pierwszej rundy dobrze współbrzmią z małosolnymi ogóreczkami, marynowanym czosnkiem i kwaszoną kapustą. Wyrzućcie precz nowomodne sałatki koreańskie, a czarny chleb podawajcie podgrzany - z masłem. Drugą rundę dopełniają zakąski z ryb łososiowatych, lekkie sałatki warzywne i wędzone sery. Ale marynat ze stołu nie zabieramy.

Trzecia tura należy do cięższych sałatek z mięsem (w tym drobiowym), a także szynki i pieczonej wieprzowiny. W ten sposób dotarliśmy do interludium - to znaczy do gorących zakąsek. Ale z menu należy całkowicie wykluczyć zupy.

Żegnając się z gośćmi, pamiętajcie o uświęconych tradycją toastach: najpierw pije się "pososzok" potem toast "striemiannaja", a na koniec - "zabugornaja". "Pososzok" to kij wędrowca, "striemiannaj"  to nasz "strzemienny" a "zabugornyj" - znany jest też jako "zakurhannyj" pity był przez wędrowca na pierwszym pagórku za wioską, gdy patrzył na swój dom. Czasami po pierwszym "zakurhannym" następował drugi i kolejne.

Jeśli brakuje wam pieniędzy, ograniczcie się do ogórków, szprotek, topionego sera, tłustej kiełbasy i pieczonych parówek, ale w takiej właśnie kolejności. Popijać zaś należy - nie tracąc, rzecz jasna, poczucia miary - wyłącznie wodą mineralną niegazowaną. Należy odrzucić wszelkiego rodzaju rozcieńczone zagraniczne syropy z pięknymi nazwami. Jedyny wyjątek można zrobić dla soku pomidorowego.

A oprócz wspomnianych w tekście przekąsek, na blogu znajdziecie również:


GORDITAS

piątek, 27 grudnia 2013

Bazylka wcina Szwecje

Ponad rok temu zainspirowana vlogiem Emmy eats, postanowiłam się zbawić w testera, i przygotowałam pierwszy wpis z serii Bazylka wcina ... - Bazylka wcina Filipiny. Opisałam kilka ciekawostek, jakie kuzyn przywiózł własnie z tego egzotycznego kraju. Koniecznie zajrzyjcie do tamtego postu, jeśli nie po to, by poczytać o Filipinach, to KONIECZNIE po to, żeby obejrzeć Emmy eats Poland - uśmiejecie się oglądając tę uroczą dziewczynę próbującą naszych słodyczy. A dziś na rozgrzewkę Emmy eats Sweden, czyli test szwedzkich słodyczy.



Ja za słodkościami nie przepadam, więc w "koszu rozmaitości", który ze Szwecji przywiozła mi siostra ze szwagrem, słodyczy nie było. Za to znalazłam w nim najróżniejsze alkohole i tradycyjne szwedzkie produkty. Zacznę od alkoholi - porównując ceny do polskich, szwedzkie alkohole są dość drogie, ponieważ mają dużo wyższą akcyzę. W normalnych sklepach można kupić jedynie bardzo słabe piwo, cała reszta dostępna jest jedynie w specjalnych sklepach monopolowych. Ja już wiem, że tamtejsze napoje  alkoholowe i nie tylko, zdecydowanie nie trafiają w mój gust, choć mają bardzo... ciekawe smaki.

wtorek, 24 grudnia 2013

Na te Boże Narodzenie...

Życzę Wam wszystkim, aby rodzina i najbliżsi docenili Wasz trud, te wszystkie godziny spędzone na sprzątaniu i gotowaniu, po to by razem cieszyć się magią Świąt, która jest głównie Waszą zasługą.

Samych pyszności i radości, cudownych prezentów i zasłużonych spokojnych wieczorów z lampką pysznego wina i przyjaciółmi.




Ps. Okazuje się, że w dzisiejszych czasach blogerzy po ubraniu choinki nie śpiewają kolęd ;)



Zdjęcia z ubierania choinki dzięki uprzejmości Gapci

środa, 18 grudnia 2013

Kawiarnia Pawilon i kawy speciality

Byliście kiedyś w Pruszkowie? Ja już tak! Okazuje się, że z centrum Warszawy do Pruszkowa jedzie się krócej, niż na Mokotów! Nie spotkałam chłopców z ferajny, z żadnej innej mafii też nie, za to znalazłam prawdziwą perełkę. Małą, przytulną Kawiarnie Pawilon. Mieści się własnie w ciągu pawilonów usługowych, i może trochę gubi się między ich wielkimi banerami, ale znajdziecie ją bez trudu. Spędziłam tam godzinkę, i - choć to nowa kawiarenka - myślę, że stanie się jednym z TYCH miejsc. Miejsc które stają się stałym punktem dnia społeczności małych miasteczek, a wieczorami ściągają ludzi ceniących sobie fajny klimat z całej okolicy - a w tym wypadku Warszawa jest o "rzut beretem". Już mają swoich stałych klientów - poznałam uroczego staruszka, który wpada codziennie na swoją popołudniową kawkę oraz "pana z pieskiem", który zagląda ot tak, pogadać. 


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sztuki & Sztuczki

W Sztukach i Sztuczkach byłam już kiedyś, ale na szalonej nocnej imprezie, i miejsce to, choć pozostawiło genialne wspomnienia, nie kojarzyło mi się z restauracja w ogóle. Byłam lekko zaskoczona informacją, że nim rozkręci się nocne życie, Sztuczki to restauracja właśnie. I przez to też miałam raczej niskie oczekiwania - dotychczas nie trafiłam jeszcze na udane połączenie klubu nocnego z restauracją. Takie miejsce zazwyczaj są przyzwoitymi klubami, jednak z naprawdę kiepską kuchnią. W Sztuczkach przekonałam się, że da się to połączyć, i to w wielkim stylu! Choć od mojej wizyty w tym lokalu minęło już kilka dni, nadal pozostaję pod ogromnym wrażeniem. Tym bardziej, że przy tej wizycie kelnerka nie do końca "ogarnęła", że jestem tam w ramach akcji Blogerzy Smakują, prowadzonej przez portal Uroda i Zdrowie, także byłam traktowana jak całkiem zwyczajny gość.


Sztuczki mieszczą się w podwórku jednej z kamienic ścisłego centrum Warszawy, można się do nich dostać również "od kuchni", przez podwórko kamienicy sąsiedniej, pełne murali i klimatycznych gadżetów. Lokal jest przestronny i bardzo przypomina mi knajpki krakowskie - jest położony na "niższym parterze" dzięki czemu jest pełen typowych dla piwnic zakamarków, korytarzy, sal mniejszych i większych, a sufit pokrywa czerwona cegła. Ucieszyłam się jak małe dziecko widzące górę prezentów pod choinką, kiedy w jednym z zakamarków restauracji odkryłam otwartą kuchnię. Z moich doświadczeń wynika, że to zapowiedź wspaniałej uczty. Kuchnia, która nie wstydzi się umiejętności swojego kucharza i produktów, jakich używa, jest niemal gwarantem  smacznych i świeżych potraw. A do tego możliwość obserwowania szefa przy pracy i wyciągnięcia z niego kilku zawodowych sekretów - to właśnie to co lubię najbardziej.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Restauracja Pasja w hotelu Villa Tradycja

Dołączyłam do akcji portalu uroda i zdrowie - BLOGERZY SMAKUJĄ. To akcja, w której restauracje z rożnych miast polski zapraszają wybranych przez siebie blogerów, a my możemy zabawić się w krytyków kulinarnych. Na pierwszy ogień idzie białostocka restauracja Pasja. Wcześniej nie miałam pojęcia o jej istnieniu, tym bardziej byłam bardzo ciekawa popisów tamtejszego szefa kuchni.

zdj. Villa Tradycja
Restauracja Pasja mieści się w bardzo przytulnym hotelu Villa Tradycja. Elegancki, ale nie przytłaczający wystrój, sprawia, ze jest miejscem idealnym na elegancką kolację czy rodzinny obiad z jakiejś wyjątkowej okazji. Szafki na wino z ciemnego drewna pięknie współgrają z bordowymi krzesłami i jasnymi ścianami. Ciepłe oświetlenie daje poczucie kameralności, jednak nie jest najlepszym do robienia zdjęć, także musicie mi wybaczyć ich jakość ;)  

sobota, 7 grudnia 2013

Śledzik piernikowy

Coraz bliżej Święta. W Supraślu przez noc spadło tyle śniegu, że za oknem krajobraz przypomina najgłębsze zakamarki Narni. I wciąż prószy. Tak mnie zmęczyła zbyt długa, szara i depresyjnie ciemna jesień, że - choć za mrozem nie przepadam - cieszę się jak małe dziecko. Jest pięknie! Biało, jasno, puszyście... Znalazłam też kilka prezentów dla najbliższych, i zrobiło się naprawdę świątecznie. Czas więc i na świąteczne smaki. Na wigilijnym stole nie może zabraknąć śledzika. Ja od jakiegoś czasu staram się tę tradycję urozmaicać. Była już nowa wersja śledzia z cebulką, był śledzik różowy jak majtki lalki barbie ;) W tym roku uraczę rodzinę śledziem piernikowym. Przepis autorstwa Ambasady śledzia, lekko przeze mnie zmieniony, a w efekcie smak złożony, bogaty, naprawdę przynoszący wspomnienie Świąt. Bardzo delikatna ryba z korzennymi aromatami.

Składniki:

  • 5 filetów matias
  • duża czerwona cebula
  • szklanka oleju rzepakowego
  • pół szklanki orzechów włoskich
  • 2 łyżki miodu
  • 20g świeżego imbiru
  • szczypta imbiru w proszku
  • gałka muszkatołowa
  • 8 goździków
  • 6 ziaren pieprzu
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • 5 ziaren kardamonu
  • kawałek kory cynamonowej
  • gwiazdka anyżu
  • szklanka grubo posiekanych pierniczków
  • czubata łyżka cukru


Filety musimy odsolić. W tym celu zalewamy je mlekiem na około dwie godziny, i wstawiamy do lodówki. Po tym czasie osuszamy je papierowym ręcznikiem, kroimy w niezbyt drobne kawałki, układamy w misce i polewamy miodem. Cebule kroimy w piórka, posypujemy cukrem i delikatnie ugniatamy. Dzięki temu puści sok i straci swoją ostrość. Cebulę odstawiamy i przygotowujemy zalewę. Do rondelka wlewamy olej, i kiedy rozgrzeje się do 80 stopni dodajemy orzechy, cynamon, goździki, kardamon, potłuczone ziarna pieprzu i ziela angielskiego, anyż, dwie szczypty świeżo startej gałki, imbir w proszku oraz obrany i pokrojony w cienkie plasterki świeży imbir.