Nigdy nie byłam fanka łączenia restauracji i klubów. Wychodzę z założenia, że jak coś jest do wszystkiego, to...wiadomo do czego jest. Kiedy po raz pierwszy wystartowała kuchnia w
Makaronie na Uszy, poszłam tam z mieszanymi uczuciami, i wyszłam utwierdzona w swoich przekonaniach. W sali z wystrojem typowo klubowym jadło się po prostu nieprzyjemnie, jedzenie też nie powalało - może trafiłam na gorszy dzień kucharzy, ale nie miałam ochoty tego powtarzać.
Po jakimś czasie zrezygnowano z kuchni. Jakież było moje zdziwienie, kiedy
Makaron na Uszy - cały czas działający jako dość modny klub - ogłosił wielki powrót działalności restauracyjnej. Postanowiłam dać im drugą szansę. I to była bardzo dobra decyzja! Zmiany widać już od wejścia. Między stolikami z designerskimi krzesłami pojawiły się drewniane regały, które dodają wnętrzu ciepła i wrażenia kameralności. Menu jest krótkie, ale z pewnością zaspokoi Wasz apetyt - obok sałatek, zup, dań mięsnych i rybnych są też propozycje makaronów i pizze. Choć pojawiają się tu alchemiczne określenia, z którymi niektórzy mogą mieć problem - składniki palone, cofitowane i aromatyzowane, solirody, skorzonery i rybne pianki, obsługa na pewno wytłumaczy Wam o co w tym wszystkim chodzi, i pomoże wybrać coś pysznego.
Ciekawostka: na odwrocie menu znajdziecie plansze do gry w państwa - miasta, lub w kółko i krzyżyk. Tak na wszelki wypadek, gdyby dłużyło Wam się czekanie na zamówienie ;)
Restauracja ma podstawowy wybór win, ale za to bardzo ciekawe koktajle do zaproponowania. Świetnie spełniają rolę aperitifu, ale spokojnie mogą zastąpić deser. Odkryciem wieczoru okazała się Zagadka Huevo (18zł) - koktajl z amaretto,syropu cukrowego, martini rosso, butterscotch i żółtka jaja.Ten smak to naprawdę zagadka - jest zaskakujący, inny, ale w pozytywnym tego określenia znaczeniu. Chyba najbliższe skojarzenie to mleczne karmelki z dzieciństwa...