piątek, 28 lutego 2014

Co robiłam przez ostatni miesiąc:

Wiadomo, wypadki chodzą po ludziach. I mi się jeden przytrafił. W połowie stycznia poszłam na basen w SPA w moim rodzinnym miasteczku - dygresja: jeśli ktoś jeszcze nie wie Supraśl od dawna jest cudownym klimatyczno-borowinowym uzdrowiskiem - a z basenu wyszłam jako menadżerka nieistniejącej restauracji!

Właśnie tak! Wychodząc wpadłam na właścicielkę całego kompleksu. Od słowa do słowa wyszło, że prowadzę bloga, że organizowałam jakieś kulinarne wydarzenia...że ona ma w hotelu pusty lokal po dawnym pubie i w sumie nie ma niego pomysłu...i że wydaję się odpowiednią osobą do reaktywacji tego miejsca! No powiedzcie, jakie są szanse, że w życiu przytrafi się nam coś takiego?! ;)


Po długich debatach postawiliśmy na kuchnię białoruską - jesteśmy blisko granicy, w naszej okolicy wpływy pogranicza są bardzo wyraźne, również w dziedzictwie kulinarnym, a przede wszystkim nikt nie wpadł na ten pomysł przed nami. Tak powstała PRYNUKA!
"Na dawnej Białorusi według zwyczaju jadano przy obcym stole półgębkiem, jakby bez apetytu, jak ptaszek, niechętnie, jeśli nie było prynuki. A PRYNUKA to przywilej i obowiązek gospodarza - zachęcanie, nakłanianie gości do spróbowania kolejnych dań, najedzenia się do syta, wypicia kolejnego kieliszka dobrze schłodzonej wódki, a później jeszcze jednego...
Mawiano czasem z niezadowoleniem: „Było co jeść, pić, ale prynuki nie było i głodni do domu wrócilim"... "

Początek był wspaniałą zabawą: mały remont i projektowanie wystroju - na ścianach wiszą białoruskie "ruczniki", dwa "oszukane" okna, z tradycyjnymi rzeźbionymi okiennicami, mamy kominek z samowarem i spiżarkę, lniane obrusy z białoruskim haftem. Nawet garnczki udało się nam sprowadzić z Białorusi! Wystrój możecie obejrzeć na zdjęciach gazety Wyborczej TUTAJ. 


Później układanie karty dań i ich testowanie, fotografowanie, próbowanie. Postawiliśmy na prostą kartę, z klasycznym zestawem dań - dzięki temu wszystko możemy przygotowywać na bieżąco, ze świeżych składników, i bez dodatku glutaminianów i innego badziewia. Wszystko staramy się przygotować sami - od kwasu chlebowego, po domowe wędliny i palcówkę do maczanki - w dzisiejszych czasach, tylko tak można mieć pewność, z czego składa się nasze jedzenie. 











Później była degustacja piw zza wschodniej granicy, i trudna decyzja które posmakują klientom. Całodzienne poszukiwanie hurtowni, która ma w ofercie Stolichnaya ;) 


Jednak od dnia otwarcia zaczęła się ciężka praca, bo może Wam się nie wydaje, ale gastronomia to niezła harówka. Ogarnięcie zespołu, systemu pracy, promocji, dostaw - milion rzeczy, o których trzeba pamiętać. Jak dotąd się udaje, choć dziś po raz pierwszy od miesiąca wyspałam się TAK NAPRAWDĘ. Ale takie niedospanie nie przeszkadza, bo jeśli widzisz, że coś działa, klienci wychodzą zadowoleni, chwalą kuchnię - taka satysfakcja dodaje energii. Co więcej, w końcu dochodzę z tym wszystkim do ładu, więc postaram się wygospodarować czas także dla moich widelców - okropnie je zaniedbałam :(
Teraz opracowuje rozszerzenie karty, o cztery menu tygodniowe, które będą powtarzały się w każdym miesiącu - może mi coś doradzicie? Szukam pomysłów na kilka dań z ryb, mięsa, fajne desery i zupy - oczywiście we wschodnim klimacie :)

O kuchni białoruskiej opowiadałam w Radiu Białystok - TU POSŁUCHASZ
Odwiedziła mnie też Madame Edith, i podstępnie wyłudziła PRZEPIS NA NAJLEPSZĄ BABKĘ ZIEMNIACZANĄ ;)



Niedługo na pewno znów napisze coś o Prynuce, bo mam głowę pełną pomysłów. Czekam niecierpliwie na początek sezonu turystycznego, kiedy ruszymy z ogródkiem, plenerowymi koncertami, warsztatami dla blogerów i nie tylko - będzie się działo!

A poza tym:
* pstryknęłam, i prawdopodobnie jeszcze pstryknę kilka fotek dla Atelier Piotr i Paweł
* prowadziłam warsztaty "kucharz kuchni europejskiej" dla Zakładu Doskonalenia Zawodowego
* coś naskrobałam dla galerii Krakowskiej i Kieleckiej
* wygrałam warsztaty piwno-kulinarne w studiu Cook Up, na które wybieram się już jutro, więc będą nowe genialne przepisy dla piwoszy i smakoszy ;)

Oby każdy miesiąc był taki, jak ten początek roku - trzymajcie kciuki!

7 komentarzy:

  1. rzeczywiście szansa jedna na milion, aaaj gdyby mi się coś takiego przydarzyło... :D tylko pogratulować i życzyć samych sukcesów i wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bylam ze znajomymi w Prynuce . Zamowilismy swiezynke , harnuszek , sledzika z ziemniakami a na deser jabluszko pieczone z kaszka jaglana. Wszystko bylo bardzo smaczne i podane przez sympatyczna kelnerke . Wystroj , klimat Prynuki bardzo sie podobal i wrocimy jeszcze nie raz w wiekszym gronie . Zycze samych sukcesow . Elzbieta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy :) A od maja będziemy mieli klimatyczny ogródek :)

      Usuń
  3. Jedzenie w Prynuce jest wyśmienite! Testowałam kilka popisowych dań jak placki z maczanką, jabłko z kaszą, babkę ziemniaczaną i zupę solinankę - wszystkie były bardzo, bardzo smaczne. Do tego dochodzi bardzo szeroki wybór piw, jakich nie spotka się nigdzie indziej. Restaurację bardzo polecam, a Asi gratuluję rozmaitych talentów (nie tylko kulinarnych, ale i menedżerskich) :-)

    Serdeczne pozdrowienia,
    E.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna historia!! Gratuluję i życzę kolejnych sukcesów:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, jeszcze nie byłam, a mam wielką chęć, szczególnie na placuszki ziemniaczane, wyglądają bosko. Brałam udział w warsztatach w Zdz i bardzo miło wspominam, najprzyjemniej chyba zajęcia kończące kurs-:), pani Asia bedzie wiedziała o co chodzi. Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń